być może nie była nawet formalnie uprzywilejowana, ale pomyślałam, że przejście obok niej
bez słowa byłoby chyba tak demonstracyjne jak wykrzyczenie jej w twarz, że „niech sobie
radzi sama, a ja bardzo się z tego cieszę i życzę jej jak najgorzej”. Zwolniłam zatem kroku i,
modląc się, żeby tym razem moja postawa została odebrana przychylnie, zapytałam, czy
chciałaby, żebym pomogła jej nieść koszyk?
Kobieta zatrzymała się i spojrzała na mnie tak, jakbym zapytała raczej, czy mogę ją
kopnąć?
- Chce pani sobie ponieść koszyk, tak?! – wrzasnęła tak głośno, że chyba pół marketu
musiało nas usłyszeć. – A nie ma pani własnego koszyka?! - Przepraszam, ja tylko... – zaczęłam.
- Chce mnie pani ośmieszyć, twierdząc, że ja nie jestem w stanie poradzić sobie sama
z niesieniem koszyka?! A pani co, superbohaterka?! Chce mi pani pokazać, i wszystkim
ludziom wokół, jaka jestem słaba?!
Nie wiedziałam, co zrobić. Kobieta była tak zdeterminowania w swoim oburzeniu, że
nie było nawet sensu przepraszać ani przekonywać jej, że moją intencją wcale nie było
wyśmianie jej potencjalnej słabości. Przeprosiłam w końcu jeszcze raz i odeszłam
zdecydowanym krokiem do innej części sklepu, mając nadzieję, że w ten sposób uda mi się
rozproszyć ludzi, którzy już zaczęli się wokół nas zbierać i zgubić ich.
Kiedy znalazłam się w innym dziale i przestałam słyszeć oburzone głosy
krytykujących mnie ludzi, zaczęłam szybko (ale nie zbyt szybko) udawać zainteresowanie
jakimiś garnkami, które zobaczyłam w pobliżu, żeby nie było, że przyszłam tu tylko po to,
żeby przed kimś uciec. Wokół mnie było na szczęście dosyć pusto, ale jakiś pan, który stał
niedaleko, musiał od razu zorientować się, że udawałam i że garnki, które oglądałam, nie
były wcale głównym powodem mojej zmiany miejsca, bo powiedział, że gorszej aktorki ode
mnie nie widział nigdy w życiu. - Gdyby przynajmniej nie zachowywała się pani z takim demonstracyjnym i zupełnie
nienaturalnym entuzjazmem, to może jeszcze wyglądałoby to trochę przekonująco –
stwierdził, patrząc na mnie z niesmakiem.
W końcu udało mi się stanąć w kolejce do kasy. Musiałam tam przesunąć się na
koniec dwa razy pod rząd, żeby ustąpić miejsca jakimś uprzywilejowanym ludziom i
wysłuchać, z jaką arogancką niechęcią to robię. Po chwili zauważyłam zaś, że przypatrywała
mi się znowu ta para starszych ludzi, których spotkałam na początku mojej dzisiejszej
przygody ze sklepem i którzy najwidoczniej znali mnie skądś, bo od początku komentowali
moje zachowanie, używając sformułowań typu „Ola znowu tu jest” albo „Ola znowu to robi”.
Oczywiście, każdy mógł wyczytać na Plakietce moje imię i nierzadko się to zdarzało, ale
słowo „znowu” sugerowało jednoznacznie, że widzieli już mnie i moją Plakietkę w akcji
nieraz. Dwójka dorosłych, w wieku prawdopodobnie przedemerytalnym, stała teraz w kolejce
do sąsiedniej kasy i kiedy tylko mnie zauważyli, zaczęli ogłaszać wszem i wobec, że to
znowu ta Ola, która jest tak chciwa, że po raz kolejny jest na zakupach i tak wygodna, że
nawet stanie w kolejce jest dla niej problemem.
Kiedy zaczęłam wypakowywać produkty na taśmę, stojący za mną mężczyzna nie
omieszkał natomiast wyrazić swojego niezadowolenia moim sztucznym tempem poruszania
się i oskarżył mnie o perfidny flegmatyzm. Zaczął on wykładać swoje produkty jeszcze
zanim ja zaczęłam wykładać swoje, kładąc je tak blisko, że praktycznie łączyły się z moimi.