W krainie nienawiści

(TatianaRevelion) #1

pewna, czy znowu coś zadziało się po prostu w mojej głowie i zdawało mi się tylko, że
usłyszałam coś, co tak naprawdę wcale nie zostało wypowiedziane, a jedynie delikatnie
zasugerowane, czy może jednak rzeczywiście tak wytrąciłam Karolinę z równowagi, że
postanowiła ona na mnie nakrzyczeć, a następnie nie przyznawać się do tego i zarzucić mi
nieprawdę. W każdym razie, spodziewałam się, że prędzej czy później przyjdzie mi za to
zapłacić. Pomyślałam, że poniekąd chciałabym, żeby temat ten wypłynął na dzisiejszym
spotkaniu, bo wtedy ludzie przynajmniej zwróciliby na mnie uwagę i byłaby to uwaga dość
stabilna i naturalna, bo oparta na oburzeniu wobec mojego zachowania, a jednocześnie nie
taka, jak uwaga obcych ludzi w sklepie czy w innym miejscu publicznym, gdzie nie miałam
nawet możliwości obrony i dojścia do jakiegokolwiek porozumienia.
Spotkania Grupy Wsparcia były oficjalnie oparte na zasadach równości i tolerancji
wobec wszystkich uczestników, dlatego, nawet jeśli zostałam skrytykowana, nie było to
nigdy tak kategoryczne i definitywne jak w innych sytuacjach, a przynajmniej, nie było to
stałe. Głównym sensem istnienia tej grupy była w końcu słynna zasada „nie obrażania się” i
braku uprzedzeń, dlatego, choć sama byłam często oskarżana o łamanie tej zasady, żaden z
uczestników nie mówił raczej nigdy „O nie, to znowu Ola, ta okropna osoba”, kiedy mnie
widział.
Z drugiej strony z kolei z namacalnym strachem oczekiwałam chwili, w której drzwi
otworzą się ponownie i wtargnie przez nie reszta grupy dowodzona przez Karolinę, która
spojrzy na mnie z odrazą, pokaże na mnie palcem i powie: „...I ona wmawia mi, że to ja
zaczęłam do niej gadać”. Wiedziałam jednak z doświadczenia, że Karolina (ani
prawdopodobnie nikt z tej grupy) nie działa w taki sposób i po niej mogłabym się raczej
spodziewać jedynie uknucia jakiegoś niezbyt formalnego spisku za moimi plecami.
Nie czekałam długo, aż drzwi rzeczywiście się otworzyły, ale nie weszła przez nie
Karolina, tylko Marlena i Iza. Marlena była niemal bez wątpienia osobą, z którą nawiązałam
dotychczas najwięcej kontaktu w naszej grupie, bo wykazywała niespotykane wręcz
zainteresowanie moją osobą (nie ograniczające się bynajmniej wyłącznie do krytyki). Nie
było to właściwie aż tak niebywałe, biorąc pod uwagę jej naturę. Marlena obdarzała chyba
każdego i wszystko dużym zainteresowaniem, ale jej stosunek do mnie i tak zasługuje na
wyróżnienie. Nie oznaczało to oczywiście, że łączyła mnie z Marleną jakaś bliska i szczera
relacja. Po prostu rozmawiałam z nią częściej niż z innymi, a ona regularnie kierowała do
mnie jakieś uwagi, które tak naprawdę, poza pewnymi rzadkimi momentami naszych
oficjalnych spotkań, miały zawsze pozytywne lub przynajmniej neutralne zabarwienie.
Marlena powitała mnie jak zwykle z wielkim entuzjazmem. Iza natomiast ukryła się
w jej cieniu, zdejmując płaszcz i udając, że ogląda swoje buty, zapewne, żeby nie powiedzieć
mi „Hej”, po czym usiadłyśmy razem przy stole, tak jak mieliśmy w zwyczaju, i Marlena
zaczęła opowiadać o ostatnich swoich ostatnich przeżyciach i wydarzeniach, również według
zwyczaju. Już kiedy siadałyśmy przy stole (a raczej dopiero wtedy) dziewczyny zauważyły
nowy wygląd mojej Plakietki. Oczywiście wspólnie udałyśmy, że nic się nie stało. Ja bałam
się, że zwrócenie na to uwagi byłoby równoznaczne z ośmieszeniem samej siebie albo
przynajmniej, że zostanę oskarżona o stawianie ich w niewygodnej sytuacji (bo co one mają
na to niby powiedzieć?) i podejmowanie tematu, który powinien być poruszony raczej na
oficjalnym spotkaniu, a nie przed nim. One obawiały się pewnie, że oskarżę je o nachalność i
wytykanie mi wad. Z czasem Marlena zaczęła jednak przerywać swój monolog i przeplatać

Free download pdf