go uwagami typu: „I, wiesz, Olu, cały czas się zastanawiam, dlaczego udajesz, że na twojej
Plakietce nic się nie zmieniło...” albo „Czy ty naprawdę tylko siedzisz i patrzysz w ścianę w
swoim domu, żeby twoja Plakietka wyglądała tak nieprzyzwoicie? Czy naprawdę nie zależy
ci na zmianie?” oraz „Oczywiście, że mówię to wszystko, żeby cię sprowokować! Chyba nie
myślisz, że będę cię błagać na kolanach, żebyś coś powiedziała?”. Komentarze te były jednak
tak wyrwane z kontekstu i tak podejrzanie bezpośrednie, nawet jak na Marlenę, że nie byłam
pewna, czy słyszę je naprawdę i wolałam nie mówić nic na ten temat, żeby znowu ktoś nie
posądził mnie o wmawianie mu czegoś, czego nie powiedział.
- ...I, wiecie, tak się ucieszyłam, kiedy zadzwonili do mnie i powiedzieli, że mogę
jechać. Praktycznie cały ten tydzień byłam spędziłam u nich i naprawdę mnóstwo przeżyłam.
Ale dobrze, że udało mi się być na naszym spotkaniu! – kontynuowała Marlena. Iza patrzyła
na nią, jakby patrzyła przez szybę, co jakiś czas zerkając do swojego telefonu z twarzą
pozbawioną wyrazu, a ja zdałam sobie sprawę, że moja starsza koleżanka właśnie po raz
kolejny chciała mnie sprowokować do wyjaśnienia mojej nieobecności tydzień temu. Jednak
zanim zdążyłam się odezwać, ona już mówiła dalej i nie chciałam jej teraz nagle przerywać,
żeby nie oburzyła się, że jej nie słucham. Pomyślałam, że w ostateczności powiem o swoich
urzędowo-szpitalnych sprawach dopiero na oficjalnej części spotkania, podczas której
regularnie zdarzało się, że ktoś zaczynał nowy wątek i zwykle nie był to powód do oburzenia. - ...I mam taki pomysł, słuchajcie – powiedziała Marlena i zabrzmiało to dla mnie
mniej więcej tak: „Wiecie, mam taki pewien pomysł, który oczywiście jest genialny, a zatem,
jeśli się na niego nie zdecydujecie, to będę miała powód się na was obrazić. Ha!”
Oczywiście, tak jak już wspominałam, obrażanie się, przynajmniej takie na stałe, było
wbrew nieoficjalnemu regulaminowi naszych spotkań, ale nie oznaczało to przecież, że nie
można było mieć powodu do obrażenia się na kogoś i że ja nie mogłam komuś takiego
powodu zapewnić. - Mam taki pomysł, żebyśmy w przyszłym tygodniu wyjechali gdzieś na kilka dni
razem. Cała nasza grupa, co wy na to?
Marlena popatrzyła na nas i zawiesiła na mnie wzrok z wyraźnym oczekiwaniem. Ja
natomiast od razu pomyślałam, że nie chcę z nikim nigdzie jechać, bo wspomnienia i ból po
pobycie w szpitalu były wciąż zbyt świeże i silne, a przebywanie z kimkolwiek dwadzieścia
cztery godziny na dobę zawsze odbierało mi mnóstwo energii i wiązało się z wieloma
nieprzyjemnościami – mówiąc łagodnie. Zanim jednak zdążyłam cokolwiek powiedzieć albo
raczej sprowokować Marlenę do ponowienia swojego pytania lub oskarżenia mnie o brak
entuzjazmu, odezwała się Iza: - Ja niestety nie mogę, w przyszłym tygodniu wyjeżdżam na praktykę do innego
miasta.
Marlena posmutniała trochę i zwróciła się ponownie do mnie. - Ja jeszcze nie wiem – powiedziałam. – Właściwie, to mam ostatnio trochę
problemów zdrowotnych i nie wiem, czy byłaby to dla mnie dobra alternatywa... - Ale wiesz, że zamykanie się w domu zawsze szkodzi i jest to najgorsza rzecz, jaką
można zrobić? - Chodzi mi o to, że... nie zrozumcie mnie źle, ale dla mnie każdy wyjazd z ludźmi
jest męczący i źle wpływa na mój organizm.