poczułam się zupełnie tak, jakby Iza powiedziała: „Widzisz, ja mam do powiedzenia coś
ciekawego i wyszłam cało z twojego podstępnego pytania. Zobaczymy, teraz jak ty sobie
poradzisz! Bo jestem przekonana, że w ogóle sobie nie poradzisz i sama zapędzisz się w kozi
róg. Ha!” albo: „Naprawdę jestem ciekawa, jak nawiążesz do tych paskudnych zmian na
twojej Plakietce. Albo może raczej, do czego posuniesz się, żeby udawać, że nic się nie
zmieniło”.
- Ja z kolei byłam ostatnio w szpitalu... - zaczęłam, starając się nie brzmieć tak
chorobliwie niepewnie. – I w Urzędzie Cywilnym. Na wizycie urodzinowej.
Opowiedziałam najpierw o moim pobycie w szpitalu, jako że ten temat wydawał mi
się jakoś bardziej znaczący, a Iza nie wydawała się przypatrywać mojej Plakietce zbyt
szczególnie. Powiedziałam zatem, że czułam się tam źle, a przynajmniej „nie do końca
dobrze”, a wyniki moich badań pozostawiają wiele do życzenia. Nie byłam szczególnie
zdziwiona, kiedy Iza wzięła na to do ręki jakąś gazetę z pobliskiej półki (jako że odłożyła już
telefon) i powiedziała: „Jaka nuda, znowu choroby! Czy ty niczym innym się nie
interesujesz? I jeszcze udajesz ślepą na własną Plakietkę. Jakie to żałosne!”. Jednak, pomimo
mojej żałośnie brzmiącej mowy i mojej znajomości Izy oraz jej zachowań, ta wypowiedź
wydała mi się nieco podejrzana w swojej otwartości i jawności.
Na szczęście w tym momencie do pokoju weszli Roger, Luis i Aneta i zrobiło się
zamieszanie, dzięki czemu moja odpowiedź na tę uwagę nie była już szczególnie oczekiwana
i nie odezwałam się więcej do Izy. Kiedy Luis mnie zauważył, od razu zapytał, dlaczego nie
było mnie w zeszłym tygodniu. Powiedziałam mu, że byłam w szpitalu na diagnostyce. On
zapytał na to, jak było i jakie są wyniki moich badań. Odpowiedziałam, że nie było
przyjemnie, a moje wyniki badań nie są do końca dobre. - Właściwie, to są całkiem niepokojące – wyznałam, a kolega zrobił lekko
zmartwioną minę.
Luis był dość otwarty i wyrozumiały wobec mnie na tle naszej grupy. Czasami
odzywał się do mnie bez formalnego impulsu i okazywał mi jakieś zainteresowanie (choć
generalnie nawet jemu zdarzało się to rzadko). Był ode mnie starszy o prawie dziesięć lat i
mieścił się już w następnej grupie wiekowej, podobnie jak Marlena. I chociaż – poza
niektórymi momentami – zdawał się być nastawiony do mnie bardzo pozytywnie, w tej
sytuacji postawiłam go w niezwykle niewygodnej pozycji. Bo co można odpowiedzieć na
takie grobowe wieści? Gdyby jednak zaczął dopytywać mnie o szczegóły, ta rozmowa
mogłaby się nigdy nie skończyć. Albo skończyłaby się na kolejnym pytaniu z takim samym
wnioskiem. Nie zdziwiłam się zatem, że Luis nie zdecydował się na kontynuację
konwersacji. - Gdzie jest cukier? – zapytał nagle Roger, głośno i dobitnie, tak jakby zarzucał
wszystkim udział w zniknięciu cukru z szafki. - Nie ma na górnej półce? – podchwycił od razu Luis, odwracając się do mnie
plecami. – Ostatnio tam był. Czekaj, ja zobaczę.
Aneta podeszła tymczasem do stołu, przy którym siedziałyśmy z Izą, wieszając swój
płaszcz na oparciu wolnego krzesła i mówiąc coś o okolicznościach, w jakich prawie się
spóźniła. Spojrzałam na zegarek. Rzeczywiście, powoli dochodził czas oficjalnej części
naszego spotkania. - O, nowa Plakietka? – zdążyła zauważyć Aneta, przenosząc wzrok z Izy na mnie.