W krainie nienawiści

(TatianaRevelion) #1

  • Czy mogę już iść?

  • My z panią rozmawiać nie chcemy – oświadczył starszy pan. – To ja chciałem panią
    błagać, żeby wreszcie dała nam pani spokój.
    Odrobinę zdziwiona takim obrotem rzeczy (chociaż, znając moje szczęście, nie
    powinnam się dziwić w ogóle) obróciłam się na pięcie i odeszłam szybkim krokiem, słysząc
    jeszcze niewyraźnie, jak trójka nieznajomych krytykuje moje odejście. Wiedziałam jednak,
    że odchodząc wolniejszym krokiem, zostałabym skrytykowana tak samo, tylko że z innego
    powodu. Z pewnością czułam się natomiast lepiej, poruszając się szybko, by jak najszybciej
    znaleźć się poza zasięgiem ataku tej trójki groźnych ludzi i dając mojemu ciału krótkie
    złudzenie ucieczki, kontroli i wolności.
    Tak jak ludzie uprzywilejowani z powodu chorób często oskarżali mnie o
    zarozumiałość i pogardę wobec nich, tak uprzywilejowani z samego powodu bycia
    uprzywilejowanym szydzili sobie ze mnie regularnie, ciesząc się z tego, jaka jestem
    nieuprzywilejowana, podczas gdy oni są absolutnie uprzywilejowani. Wszystkie dzieci do
    trzynastu lat miały na Plakietce napis „uprzywilejowany” i chociaż ich uprzywilejowanie
    wygląda trochę inaczej niż uprzywilejowanie starszych i chorych (ja na przykład w ogóle nie
    czułam się uprzywilejowana, będąc w tym wieku), na pewno były one jednak bardziej
    uprzywilejowane ode mnie i ten fakt był dla nich zawsze powodem do radości, natomiast dla
    mnie powodem do smutku i udręczenia.
    Przechodziłam właśnie obok placu zabaw, kiedy grupka bawiących się tam dzieci
    zauważyła mnie i jakiś chłopiec pokazał mnie palcem, po czym zawołał w moim kierunku:

  • Patrzcie, idzie Ola! Patrzcie, jak na nas patrzy! Na pewno zazdrości nam, że
    możemy się tu bawić! A ona nie, ha, ha!

  • Ona udaje! – krzyknęła jakaś dziewczynka. – Ona udaje, ja ją znam. Ona ciągle
    przechodzi obok tego placu i udaje, że to tylko przypadek, że niby ma coś do załatwienia i
    tylko tędy przechodzi, a tak naprawdę chce popatrzeć, jak się bawimy, bo nam tak zazdrości!
    Dzieci zaśmiały się głośno.

  • A teraz udaje, że nas nie słyszy, ha, ha! Patrzcie, udaje, że w ogóle jej to nie
    obchodzi! Co za obłuda! – zawołał znowu chłopiec.

  • Ona sobie wyobraża, że kiedyś przyjdzie tu z pistoletem, pozabija nas wszystkich i
    zagarnie cały plac dla siebie! Ha, ha!
    Robiłam, co mogłam, żeby przekonać ich, że tak nie jest, że nie zazdroszczę im
    uprzywilejowanych rozrywek ani nie miałam ochoty ich zabić (a przynajmniej nie
    zamierzałam tego zrobić), ale moje wysiłki jak zwykle okazały się niewystarczające, bo
    chociaż spięłam się w sobie w napięciu i wysiłku, z mojej wizualnie neutralnej postawy
    można się było tylko domyślić, że stosuję symulację.

  • Proszę pani, dlaczego ignoruje pani te dzieci? – zapytała jakaś kobieta, zapewne
    matka jednego z nich, kiedy przechodziłam obok ławek zajętych przez opiekunów małych
    uprzywilejowanych i innych obywateli.

  • Ale to jest nieprawda – powiedziałam, starając się brzmieć przekonująco, ale
    jednocześnie stosunkowo spokojnie.

  • Nie sądzę, żeby to była nieprawda, skoro dzieci tak mówią – oznajmiła kobieta,
    patrząc na mnie z naganą. – Czy chce pani podważyć wartość naszych podopiecznych?

Free download pdf