W krainie nienawiści

(TatianaRevelion) #1

Podważanie słów uprzywilejowanych było zapewne jednym z niepisanych
przestępstw, a właściwie może nawet pisanych, bo podważanie czyichś słów jest przejawem
braku szacunku wobec takiej osoby, a o obowiązku okazywania szacunku wobec osób
uprzywilejowanych jest w prawie jasno napisane. Chociaż właściwie nie wiedziałam, po co
zostało to spisane, bo zasada ta była tak oczywista, że chyba nie powinno być potrzeby, by
rejestrować ją gdziekolwiek na piśmie.



  • Nie o to chodzi – odpowiedziałam, zastanawiając się, jak powiedzieć, że nie
    podważam słów dzieci, ale jednocześnie nie jestem tak okropna, jak mnie opisały. – Po
    prostu nie rozumiem.
    „Nie rozumiem” to zawsze bezpieczna odpowiedź, chociaż oczywiście w takiej
    sytuacji jak ta, nawet to wyrażenie nie jest wystarczające, by przekonać kogoś do swojej
    niewinności.

  • Jak to, nie rozumie pani? – zapytała kobieta, najwyraźniej sama mnie nie
    rozumiejąc. – Przecież jest pani już duża i nie ma pani niebieskiej opaski na głowie. Taka
    osoba jak pani nie może tak po prostu czegoś nie rozumieć.

  • Tak, ja po prostu... Nie rozumiem do końca, o co dokładnie państwo mnie
    oskarżają?
    Niestety, znowu nie udało mi się wyeliminować wyrażenia „Nie rozumiem” z mojej
    wypowiedzi.

  • Jak to, oskarżamy? – zapytała znowu nieznajoma. – To nie my panią oskarżamy. To
    dzieci panią oskarżają. My chcemy tylko, żeby nie ignorowała pani naszych najdroższych
    skarbów.
    Mówiąc „najdroższych skarbów” miała chyba na myśli swoje dzieci, ale nie
    rozjaśniło mi to wcale pojęcia, w jaki sposób miałabym ich nie ignorować. Czy powinnam
    podejść do nich i zawołać „Cześć, witajcie, kochane i uprzywilejowane dzieci! Słyszę was,
    widzę was i biorę sobie do serca wszystko, co mówicie!”? Szybko odrzuciłam od siebie ten
    szalony i definitywnie niebezpieczny pomysł i zauważyłam, jak podchodzi do nas jakiś pan.

  • Czego pani chce od mojej żony? – zapytał, spoglądając na mnie groźnie.

  • Mark, ona lekceważy nasze dzieci – wyjaśniła kobieta, patrząc na mężczyznę z
    rozczulającym zmartwieniem w oczach.

  • Dlaczego lekceważy pani nasze dzieci? – zapytał ponownie mężczyzna.

  • Ja nie chcę nikogo lekceważyć – odpowiedziałam, zastanawiając się, kiedy uda mi
    się wydostać z tej ślepej dyskusji.

  • Ona nas ignoruje! – zawołał nagle ten chłopiec, który odezwał się pierwszy, stojąc
    na platformie ze zjeżdżalnią i podbiegł do nas. – Mamo, tato, ona nas ignoruje, a tak
    naprawdę zazdrości nam i chce przejąć ten plac dla siebie!
    Patrzyłam to na chłopca, to na jego rodziców, to na plac zabaw, to na ulicę, to na ich
    Plakietki, nie chcąc sprowokować nikogo dodatkowo swoim wzrokiem i bałam się, że zaraz
    ześwidrują mi oczy. Jednocześnie nie pomagało mi to oczywiście w znalezieniu błyskotliwej
    odpowiedzi.

  • No, niech pani coś odpowie temu dziecku – ponagliła mnie kobieta.
    Miałam ochotę odpowiedzieć „Ale co?”, ale byłam przekonana, że po takiej
    odpowiedzi mogłabym się spodziewać od niej tylko uderzenia w twarz. Albo od jej męża.

Free download pdf