Nie spodziewałam się tego, ale usiłowałam nie wyglądać na pokrzywdzoną. Nie wiedziałam,
jakie intencje miała ta kobieta, chociaż z tonu jej głosu wnioskowałam, że, wbrew pozorom,
naprawdę było jej żal z powodu rzekomego braku możliwości zamknięcia okna. Zmieniłam
zatem tylko bardzo delikatnie wyraz twarzy.
- Ale chyba możemy je przymknąć – oznajmiła jednak po chwili Gizela, wstając i
przymykając okno. - Wiesz, ja mam taki problem, że nie mogę być w zamkniętym pomieszczeniu bez
dostępu do świeżego powietrza, bo od razu się duszę – podjęła Valeria, patrząc na mnie
przenikliwym wzrokiem. – Wiem, że to brzmi dziwnie, ale naprawdę tak jest. Od zawsze tak
miałam. I nie wiem, dlaczego. W każdym razie, to jest w zasadzie główny powód, dla
którego tu jestem. Widzisz, nikt mi nie wierzy, że ja się duszę w pomieszczeniach.
Zastanawiałam się, jak na to zareagować. Brzmiało to rzeczywiście dość podejrzanie,
ale jednocześnie wiedziałam, że powinnam zareagować poważnie, jeśli sama chciałam być
traktowana poważnie. Generalnie, kobieta wydawała się raczej pogodzona ze swoją
niespotykaną przypadłością, choć jednocześnie wydawało mi się, że kipiała w niej złość. - To rzeczywiście dziwne – przyznałam, starając się nieudolnie przybrać swobodną
pozycję. – To znaczy, że zawsze musisz mieć w domu otwarte okno? Nawet, kiedy śpisz?
Tak naprawdę nie mogłam przestać myśleć o tym, że już zawsze będę skazana na marznięcie
w jej towarzystwie. - Oczywiście – odpowiedziała. – W moim domu okna są zawsze otwarte. Tak
naprawdę mieszkam zresztą na wpół na dworze. Na działce poza miastem, która kiedyś
służyła mojej rodzinie za ogródek letniskowy. Czasami spędzaliśmy tam wakacje i
weekendy. Mieszkam tam praktycznie odkąd ukończyłam jakieś szesnaście lat. - Hm... To ciekawe – stwierdziłam, bo rzeczywiście było to ciekawe, a nie
wiedziałam, czy był sens kontynuować tę rozmowę i zadawać kolejne pytania. Nie chciałam
się do nikogo przyczepiać, a poza tym miałam teraz własne interesy. Valeria chyba
pomyślała zresztą to samo, bo odwróciła się do lady i powróciła do szykowania jedzenia. - A... Czy mogę sobie jeszcze nalać wody? – zapytałam, starając się brzmieć, jakbym
niczego nie żądała. - No jasne, proszę! - Valeria machnęła ręką, wskazując na obszerną kuchnię. – Czuj
się jak u siebie w domu. Zrobić ci może kawę? Wyglądasz na taką zmęczoną... - Naprawdę? – wystraszyłam się. Miałam wielką ochotę przetrzeć sobie oczy rękoma,
ale nie chciałam ujawniać, jak bardzo chce mi się spać. W końcu nie po to zostałam
zaproszona do tej grupy. - Nie, to nic takiego – odpowiedziałam, starając się sprawiać przyzwoite wrażenie. –
Dzięki, napiję się tylko wody.
Valeria zapewniła mnie raz jeszcze, że gdybym tylko chciała, to nie ma żadnego
problemu, żeby przygotować mi kawę czy herbatę, a jeśli jestem głodna, mogę częstować się
wszystkim, co jest w lodówce. - Za niecałą godzinę pewnie będzie obiad – powiedziała. – Właśnie kończę go
gotować. Ale chciałam jeszcze wstąpić na spotkanie. Mam nadzieję, że dotrzymasz mi
towarzystwa?
Czułam się bardzo dziwnie, słysząc takie słowa skierowane w moim kierunku, ale w
kuchni nie było nikogo oprócz nas i Gizeli, która siedziała przy stole, obrócona do nas