W krainie nienawiści

(TatianaRevelion) #1

dzień na jazdę rowerem! Ta dziewczyna jest chyba głupia!” albo mówił do mnie: „I co się tak
gapisz na moją Plakietkę?! Myślisz, że jesteś lepsza ode mnie, bo masz rower?”.
Zbliżając się do bloku, w którym mieszkałam, myślałam o tym, jak wyglądałam, idąc
o tej porze, tym tempem i w ten właśnie sposób wzdłuż budynku, z którego wychodzę i do
którego wchodzę tak często, nawet częściej niż raz dziennie. Mogłam się założyć, że wielu
sąsiadów siedziało teraz właśnie przy oknie, obserwując mnie uważnie i znajdując przeciwko
mnie takie zarzuty, że nawet ja nie byłabym w stanie na nie wpaść. Albo jeszcze gorzej.
Wcale nie zdziwiłam się zatem, kiedy zobaczyłam grono stojących w pobliżu i
rozprawiających z zapałem sąsiadów. Ich słowa niosły się echem po podwórzu i usłyszałam
je, zanim w ogóle na nich spojrzałam, a przede wszystkim, zanim oni zdążyli zauważyć mnie.



  • To dziecko nie wie, na jakim świecie żyje! Przecież to przechodzi ludzkie pojęcie!

  • Ale proszę pana, ja jeszcze cały czas mam nadzieję, że ona pójdzie do pracy! I co?
    Zawsze wraca po godzinie lub dwóch! Codziennie podchodzę do okna z tą samą nadzieją i
    codziennie się rozczarowuję! Mało tego, codziennie rozczarowuję się coraz bardziej! Jestem
    już tak rozczarowany, że...

  • Proszę pana bo to są pasożyty! – przerwał inny głos. – Pasożyty, mówię panu! To
    dziecko to najlepszy przykład tego nikczemnego zjawiska wśród młodych ludzi!

  • Mało tego, ta dziewucha to po prostu istna katastrofa! Nie wiem, jakim cudem jej
    reputacja jest teraz obniżona tylko o jeden stopień, przecież ona nie tylko próżnuje cały
    dzień, ale w ogóle nie ma poszanowania dla innych ludzi, nawet dla uprzywilejowanych!
    Krzyczeli tak między sobą, podczas gdy ja nieubłaganie zbliżałam się do nich, bo z
    pewnością byłoby to zauważone, gdybym nagle skręciła i poszła sobie przez trawnik w
    przeciwnym kierunku. Pewnie jeszcze załatwiliby dla mnie jakąś karę za niszczenie
    roślinności. W końcu po kolei zaczynali zauważać mnie i zerkać na mnie swoimi jadowitymi,
    wieloznacznymi spojrzeniami, z których mogłabym wyczytać całą książkę potępiającą moją
    osobę.
    Miałam dość powodów, by podejrzewać, a nawet twierdzić, że rozmawiali o mnie.
    Chociaż dawno nie byłam już dzieckiem, nawet w świetle formalności, która była przez
    społeczeństwo uważana za źródło wszelkiej prawdy i obiektywności, nieraz słyszałam, jak
    mówią tak o mnie, pokazując na mnie bezpośrednio albo nawet zwracają się do mnie w ten
    sposób wprost. Poza tym, takie rzeczy po prostu widzi się i wyczuwa.
    Nie bez powodu zaczęło mi się robić słabo, kiedy obok nich przeszłam. Każdy mój
    ruch i każdy nowy krok wydawał mi się jakiś nieswój, jakby napiętnowany ich spojrzeniami.
    Tak, jakbym pod wpływem ich spojrzeń zamieniała się w coś zupełnie innego, coś
    okropnego, odrażającego.

  • I co, Ola, myślisz, że kiedy na nas nie patrzysz i udajesz, że nas nie słyszysz, to nie
    widzimy, jak próżnujesz przez cały dzień? – odezwał się jeden z nich.
    Ola to skrót, którym nazywali mnie ludzie. W rzeczywistości moje imię brzmiało
    Alexandra, w skrócie Alexa i nienawidziłam, kiedy ludzie nazywali mnie Olą, bo brzmiało
    to, przynajmniej dla mnie, strasznie prostacko i infantylnie. Nie przywykłam jednak, żeby
    ludzie brali pod uwagę moje preferencje, a raczej przywykłam do tego, że traktowali mnie z
    satysfakcją właśnie tak, jak najbardziej nienawidziłam, dlatego nazywanie mnie przez nich w
    ten sposób nie było dla mnie niczym dziwnym. To i tak jedno z najłagodniejszych określeń,
    które zwykły być do mnie kierowane.

Free download pdf