W krainie nienawiści

(TatianaRevelion) #1

mam za sobą kilka nieudanych prób podjęcia pracy... I ostatnio okazało się, że mam dość
poważne problemy zdrowotne.



  • No właśnie, byłaś w szpitalu – przypomniała sobie Sabina. – Nie zapytałam cię
    jeszcze, co ci dokładnie dolega? I w ogóle, ostatnim razem, kiedy się widziałyśmy, na twojej
    Plakietce nie było chyba napisu „Chora na życzenie”. Mówiłaś tylko, że ci to zasugerowano,
    prawda?
    Sabina wzięła łyżkę zupy do ust, patrząc na mnie z oczekiwaniem.

  • Tak – przyznałam. – To się zgadza. Wyszłam jako formalnie zdrowa, ale kiedy
    obudziłam się wczoraj rano, zobaczyłam, że na mojej Plakietce widnieje tytuł „Chora na
    życzenie”. Nie wiem, dlaczego to zmienili. Ten lekarz pytał mnie tylko, czy chciałabym
    dostać ten tytuł, ale ja odmówiłam.

  • To nic nowego – Sabina machnęła ręką. – Oni często tak robią. To przecież nie ty
    decydujesz, co ma być na twojej Plakietce, tak naprawdę.
    Eric, Tina i Blanka zadali mi później jeszcze kilka pytań, między innymi o moją
    rodzinę i wyrazili żal, że moi rodzice nie żyją. Chciałam powiedzieć, że to nic takiego, żeby
    nie było, że nie mogę poradzić sobie z tym faktem i żeby nie myśleli, że zaraz wybuchnę
    jakimś niekontrolowanym płaczem i będą musieli mnie uspokajać, ale zdałam sobie sprawę,
    że po pierwsze, nie było to wcale „nic takiego”, a po drugie, przypomniałam sobie tę
    dziewczynę, która ciągle się śmiała na spotkaniu i po każdym zdaniu dodawała „Ale to nic
    takiego” i że właściwie było to dość irytujące. Przeczekałam zatem ten niewygodny moment
    w milczeniu, starając się nie wyglądać tak, jakbym miała za chwilę wybuchnąć płaczem albo
    odstawić jakąś inną nieprzewidywalną scenę i byłam zadowolona, że ludzie przy sąsiednich
    stolikach rozmawiali na swoje własne tematy, nie pozwalając na zapadnięcie krępującej
    ciszy.
    W końcu Sabina zapytała jeszcze raz, czy naprawdę nie chciałabym zostać na noc w
    ich siedzibie i obejrzeć sobie ze spokojem oba piętra, na których mieszkali, ale ja po raz
    kolejny wyraziłam swoją obawę o namierzenie mnie lokalizatorem. Tym razem mogłam
    usłyszeć od większej liczby osób, co mieli na ten temat do powiedzenia i ze zdziwieniem
    wysłuchałam kilku z nich, uznających moją obawę za bezpodstawną.

  • Kogo to obchodzi, czy jedną noc byłaś tu czy tam? – zapytał Adrian, kiedy jego
    stolik przyłączył się do rozmowy. Nie oczekiwał chyba jednak odpowiedzi na to pytanie i
    kontynuował swoją wypowiedź. – Na pewno w Centralnej Bazie Społeczeństwa nie bawią się
    w przeglądanie danych lokalizatorów wszystkich obywateli.

  • Ale ja jestem już oficjalnie pod obserwacją – zaoponowałam. – Prawie za każdym
    razem, kiedy idę do urzędu, pytają mnie, co robiłam jakiegoś dnia w danym miejscu.
    Znowu miałam wrażenie, że nikt mi nie uwierzył i kilka głosów przyłączyło się do
    rozmowy, zapewniając, że to jest zupełnie niewiarygodne i że żaden z nich nie słyszał jeszcze
    takiego pytania na wizycie w urzędzie.

  • Jak to, nigdy was nie pytali, dlaczego gdzieś byliście? – zapytałam zdezorientowana,
    czując, jak opuszczają mnie siły.

  • Nigdy – zaprotestowała Sabina, jakby była to najbardziej oczywista rzecz pod
    Słońcem.

  • Służby naprawdę musiały się panią zainteresować – zauważyła Gizela zadumanym
    głosem i ucieszyłam się, że chociaż ona zdawała się mnie w jakimś stopniu rozumieć.

Free download pdf