W krainie nienawiści

(TatianaRevelion) #1

ROZDZIAŁ IX – OLA ODWIEDZA RODZINĘ


Jeszcze tego samego dnia, w którym zadzwoniła do mnie Marlena, otrzymałam
telefon od babci. Nie rozmawiałam z babcią ani z nikim z mojej rodziny od dłuższego czasu,
zdziwiłam się zatem trochę, widząc jej numer na ekranie mojego telefonu. Z drugiej strony
jednak, nie mogłam przecież oczekiwać, że już nigdy się do siebie nie odezwiemy. Chociaż,
gdyby nie babcia i dziadek, byłoby to bardzo możliwe, biorąc pod uwagę moje milczące i
pełne ukrytej urazy stosunki z pozostałymi członkami rodziny.
Moja oficjalnie chora babcia Antosia, która ostatnio otrzymała status „Ciężko chorej”
była bez wątpienia najczęściej kontaktującą się ze mną osobą w mojej rodzinie (z dziadkiem
depczącym jej po piętach), osobą, która regularnie (to znaczy, co jakiś czas) chciała mnie
widzieć, chociaż nie bardzo wiedziałam, po co. Może, żeby zapełnić miejsce przy stole i
uzyskać wrażenie, że nasza rodzina nie jest wcale taka mała. Może, żeby zapełnić miejsce po
moich rodzicach, których ostatecznie mogło im wszystkim trochę brakować. Przynajmniej
moim dziadkom. Strata córki to chyba zawsze jakaś trauma. Nie poruszaliśmy jednak tego
tematu praktycznie nigdy, pewnie dlatego, że to ja ostatecznie byłam do moich rodziców
najbardziej przywiązana i poruszanie tematu ich nieobecności byłoby trochę jak poruszanie
mojego tematu. A o mnie raczej nie mówiło się w rodzinie wprost. Minęło już zresztą chyba
dość czasu, żeby wszyscy przyzwyczaili się do nieobecności moich rodziców, zupełnie tak,
jakby po prostu w ogóle nie istnieli. Ja byłam zapewne jedyną osobą, która w pewien sposób
nigdy nie miała się do tego przyzwyczaić. Ponadto, z tego co pamiętałam, moi rodzice
zawsze byli traktowani z pewną pobłażliwością przez innych członków rodziny, mniej więcej
tak, jakby ich problemy nigdy nie mogły być prawdziwe. Bądź też z nadzwyczajną, nawet jak
na nasze zwyczaje, surowością, tak jakby zawsze musieli sobie ze wszystkim radzić i wcale
nie wywiązywali się z tego obowiązku zbyt dobrze, podczas gdy na przykład moja ciotka
Pulcheria albo dziadek Mirek radzili sobie nawet z rzeczami, z którymi podobno wcale nie
musieli sobie radzić.
Pomimo jednak, że starania mojej babci, by utrzymać ze mną kontakt, mogłyby się
wydawać przejawem troski o moją osobę (nie wspominając już o fakcie, że powinnam się
cieszyć, że ktokolwiek w ogóle chciał utrzymać ze mną kontakt), za każdym razem, kiedy
szłam zobaczyć się z nią i z dziadkiem, czułam się niczym ofiara zakamuflowanego do granic
perfekcji ataku. Dziadek często zarzucał mi, że nie troszczyłam się o nich wystarczająco, a
babcia mówiła po prostu, że zachowywałam się zbyt wyniośle oraz agresywnie i że wobec
tak starych ludziach jak oni powinnam wykazać trochę więcej delikatności, choć ja nigdy nie
rozumiałam, co dokładnie miała na myśli. W każdym razie, zawsze wychodziło na to, że to ja
byłam stroną atakującą i często nie miałam nawet żadnych formalnych dowodów, żeby
udowodnić, że mogło być inaczej.
Wierzyłam, że w głębi Plakietki mojej babci kryły się zapisane między wierszami
słowa: „Należy mi się wszelka pomoc, opieka, spełnianie życzeń i bezgraniczny szacunek.
Moje uprzywilejowanie ma rozmiar doprawdy nieprzeciętny. Moje opinie i moje porady są
praktycznie nieomylne, bo przeżyłam już znacznie więcej niż większość ludzi, a z pewnością
więcej niż taka Ola”. I pomyśleć, że osoba, która miała zapisany na Plakietce taki tekst,
czasami jeszcze wyświadczała mi przysługi? To częstowała jedzeniem, to dorzucała
pieniążek do moich skromnych oszczędności, a nade wszystko z wielką hojnością otacza ła

Free download pdf