W krainie nienawiści

(TatianaRevelion) #1

mnie nieustannie swoją mądrością, której każde słowo rozdrapywało kolejną ranę w mojej
duszy. Ale do tego lepiej było się nie przyznawać, bo te rany nie były zapisane w żadnym
wierszu mojej Plakietki. A to, co nie istniało na Plakietce, ponoć nie istniało w ogóle i moja
rodzina była o tym święcie przekonana.
Odebrałam telefon, bojąc się, że demonstracyjne odcięcie się od rodziny byłoby zbyt
drastycznym i ryzykownym posunięciem, nawet teraz, kiedy poznałam tylu ludzi ze
Stowarzyszenia Nieformalnego Cierpienia. Ostatecznie, lepiej było mieć jakiś kontakt z
ludźmi, których znałam praktycznie od początku mojego życia, nawet jeśli moje
wspomnienia z nimi były wyłącznie koszmarne, niż nie mieć na stałe nikogo, do kogo byłby
jakikolwiek powód się odezwać i jedynie odrzucać wszystkich skutecznie swoją Plakietką i
zachowaniem. Nie mogłam mieć przecież żadnej pewności, jak ułożą się moje relacje z nowa
grupą znajomych. Poza tym, w pewnym sensie takie rodzinne spotkanie, nawet jeśli bardzo
bolesne, było paradoksalnie zawsze jakąś atrakcją w moim samotniczym życiu.



  • Cześć! – powiedziałam, a raczej zawoła łam radośnie głosem, który zdawał się wcale
    nie pochodzić z mojego zalęknionego i zdegustowanego wnętrza. Jedną z zasad okazywania
    szacunku osobom starszym i chorym była przecież wyraźna i przyjemna w odbiorze mowa.

  • Olu? To ty, Olu? No, nareszcie się słyszymy! – powiedziała babcia, typowym dla
    niej dobitnym i stonowanym tonem. – Ola, posłuchaj. – Słuchałam, czując wstręt do samej
    siebie, ponieważ nie znosiłam, kiedy ktoś nazywał mnie Olą. Słowo to brzmiało dla mnie jak
    jedno z pierwszych słów niemowlęcia, które umie posługiwać się tylko prostymi sylabami.
    Tak jakby ludzie władający już dobrze swoją mową nie mogli się ani trochę wysilić, żeby
    oszczędzić mi cierpienia. – Olu – powtórzyła moja babcia, a ja zapewniłam ją po raz kolejny,
    że słucham. – Olu, wiesz chyba, że zbliżają się urodziny ciotki Pulcherii? – nie wiedziałam o
    tym wprawdzie, ale domyśliłam się od razu, czego mogłam się teraz spodziewać. Przeszedł
    mnie jak na zawołanie mroźny dreszcz i niechcący zaczęłam zatrzymywać powietrze w
    płucach, tak jakbym bała się, że praca mojego organizmu może zagłuszyć słowa babci. – I
    pomyślałam, że mogłabyś nam pomóc w przygotowaniach – słyszałam. – Bo, wiesz Olu,
    ciotka ma tyle pracy, że głowa boli, ja jestem ciężko chora, teraz już nawet oficjalnie,
    dziadek też ostatnio kiepsko się czuje... Ale pomyślałam sobie od razu, że na szczęście
    mamy takie uczynne wnuczki! To co, Ola, jutro, godzina piętnasta, zapisałaś sobie?
    Przyjedziesz, prawda?

  • Tak, jasne – odpowiedziałam, nie czując za bardzo, że mam jakikolwiek wybór. I
    tak wykazałam się już zapewne totalnym brakiem ogłady z powodu ignorancji urodzin ciotki.
    Prawda jest taka, że za każdym razem, kiedy słyszałam, że ciotka Pulcheria, babcia czy
    dziadek mają urodziny bądź imieniny, odnosiłam wrażenie, jakby bardzo niedawno były one
    obchodzone i jakby obchodzili je co najmniej kilka razy w roku. Z jakiegoś powodu zawsze
    zapominałam jednak zapisać sobie w końcu, kiedy dokładnie one wypadały.
    Babcia powtórzyła moje imię jeszcze kilka razy, tłumacząc mi, co powinnam zrobić,
    a ja powtarzałam, że jest to jak najbardziej w porządku, że wszystko rozumiem i że
    zamierzam przyjechać. Kiedy nasza rozmowa dobiegła końca, moje myśli kontynuowały
    swój bieg w niebezpiecznym kierunku. Jak zwykle wydawało mi się, że cała praca polegająca
    na zorganizowaniu uroczystości przypadła na mnie, a zadanie reszty rodziny ograniczało się
    do prowadzenia rozmów przy stole. A raczej na wzajemnym przekrzykiwaniu się oraz

Free download pdf