W krainie nienawiści

(TatianaRevelion) #1

rozmowie. Moje kuzynki zdawały się jednak nie potrzebować nikogo dodatkowego do
rozmowy i czasami rzucały tylko jakiś komentarz w stylu „I pomyśleć, że ktoś tu jeszcze
obok nas idzie!” albo „Ola chyba udaje obrażoną”. Nie mówiłam jednak na to zbyt wiele, bo
ile można zaprzeczać, negować i perswadować?
Po powrocie, tak jak oczekiwałam, czekał nas jeszcze jeden posiłek, podczas którego
musiałam się bardzo powstrzymywać, żeby nie spoglądać na zegarek dosłownie co chwilę.
Wyznaczyłam sobie godzinę, o której miałam zamiar ogłosić swoje odejście, ale nie
chciałam, żeby było to zauważone. Byłam już porządnie zmęczona i coraz mocniej
odczuwałam ból kręgosłupa, który nie dawał mi spokoju z powodu ciągłego napięcia. Poza
tym bolały mnie oczy i w ogóle miałam już dość patrzenia na kogokolwiek i na cokolwiek.
Spojrzenie zawsze zawierało w sobie jakąś implikację, a cały czas kusiło mnie, żeby
poczytać sobie Plakietki innych. Z tego co udało mi się wyczytać u paru osób, nie znalazłam
w każdym razie nic ciekawego, nic, co wydawałoby się być zmienione albo zawierać w sobie
jakiś pejoratywny wydźwięk, poza oczywistym statusem zdrowia mojej babci. O nim było
już zresztą wystarczająco głośno, żeby nie potrzebować sprawdzać go na jej Plakietce. Poza
babcią, dziadkiem i ciotką Olivią chyba wszyscy w rodzinie mieli status zdrowych. Ciotka
Olivia była chora w stopniu lekkim i słyszałam kiedyś, że miała jakieś przewlekłe problemy
hormonalne, ale nie wiedziałam zbyt dużo na ten temat. Poza tym, wszyscy bez wyjątku
mieli wzorcową reputację i wszyscy mieli pokaźną liczbę zasług i osiągnięć w ostatniej
rubryce. W przypadku Michaliny czy dziadka Mirka samo przejrzenie tej listy wzrokiem i
dojechanie do jej końca mogło zająć parę ładnych minut. Nigdy nie przeczytałam jednak
ostatniej pozycji, bo zawsze łapałam się w tej chwili na tym, że za długo wpatruję się w ten
ekranik i mój kontakt wzrokowy urywał się spontanicznie.
Byłam już również porządnie głodna, jako że nie jadłam przy stole szczególnie dużo,
żeby nie było, że zasłaniam się jedzeniem i udaję, że tylko po to tu przyszłam. Czekałam
tylko, aż wyjdę, pójdę na autobus i najem się wreszcie ciastek, które ze sobą zabrałam.
Wychodząc z willi późnym wieczorem, babcia i dziadek podziękowali mi za moją wizytę,
chociaż, jak powiedzieli, porządna wnuczka ma niepisany obowiązek odwiedzania swoich
krewnych, nie jest to zatem nic szczególnego. Do reszty powiedziałam tylko „To cześć!” i od
paru osób usłyszałam coś niewyraźnego w odpowiedzi. Nie sądziłam nigdy, że mogłabym
uchodzić za „porządną” wnuczkę, chyba że było to tylko wielkie niespełnione marzenie
moich dziadków. Nie byłam też pewna, czy obowiązek składania wizyt został gdzieś
rzeczywiście spisany. Ostatecznie w ramach postępującej Rewolucji Plakietkowej coraz
więcej powinności uzyskiwało status formalny i nawet ja nie mogłam za nimi wszystkimi
nadążyć. Przemilczałam to jednak, nie chcąc narażać się na słuchanie kolejnego wykładu o
moich zobowiązaniach społecznych i pragnąc jak najszybciej udać się na autobus i zakończyć
tę przeklętą wyprawę.

Free download pdf