W krainie nienawiści

(TatianaRevelion) #1

byłaby to prawdopodobnie jedna z niewielu rzeczy, której nie wzięłabym sobie do serca. A w
każdym razie, ośmieliłabym się wyrazić niczym nieskrępowany sprzeciw.
Czasami jednak przechodziły mi przez głowę straszne myśli – a może raczej siedziały
one przez cały czas na dnie mojej świadomości – w stylu, co by było, gdybym była zmuszona
do życia z ludźmi, do mieszkania razem z nimi, do pracowania w ich obecności? Generalnie
starałam się o tym nie myśleć, bo myślenie o swoich największych obawach zwykle
przynosiło raczej więcej szkody niż pożytku.
Poza tym, na pewno nie wymyśliłabym w tej kwestii nic nowego, bo przerabiałam ten
temat wielokrotnie. I to nie tylko we własnej głowie, ale również z innymi ludźmi: z
rodzicami, z innymi członkami mojej rodziny, z oficjalną konsultantką samorozwoju i pracy
zleconą mi przez Urząd Cywilny, z członkami grupy wsparcia, z którą spotykam się od około
roku, a nawet z jakimś lekarzem, który wydawał się bardziej zainteresowany moją sytuacją
życiową i zawodową niż stanem zdrowia. Oczywiście był on tym tak zainteresowany, bo po
prostu uważał mnie za zupełnie zdrową, a moja rubryka „Pracy” (“Nie pracuje; zdolna do
pracy”) oraz prawie pusta kategoria „Zasług i osiągnięć” wzbudziły jego podejrzenia.
Moi rodzice, podobnie jak wszyscy inni, myśleli, że pomimo moich problemów
mogłam „jakoś” pracować wśród ludzi, a stan mojego zdrowia nie był wcale aż tak tragiczny,
choć przyznawali, że status „Zdrowa” bez żadnych komentarzy to lekka przesada, bo moje
liczne dolegliwości, o których opowiadałam im na okrągło, miały ostatecznie jakieś
znaczenie. Nie pamiętałam zresztą dokładnie, co mówili, bo ostatnim razem rozmawiałam z
nimi prawie trzy lata temu, zanim zginęli w wypadku.
Moi rodzice byli jedynymi ludźmi na świecie, których się nie bałam. Mój stosunek do
nich był zawsze autentyczny, naturalny, nieskrępowany i pozbawiony wszelkiego poczucia
opresji. Przy czym nie twierdzę wcale, że niczego ode mnie nie wymagali ani nigdy nie
wygłosili wobec mnie żadnej negatywnej oceny. Prawdę mówiąc, często mieli różne
niepokojące myśli w związku ze mną. Nawet jednak, kiedy krytykowali moje wybory czy
zachowanie, nigdy nie czułam, żeby naprawdę mnie potępiali. Jedynie martwili się o moje
dobro. Nie zawsze tak, jak sama sobie tego życzyłam, ale przynajmniej wiedziałam, że mieli
dobre intencje. I czułam, że nie musiałam wcale spełniać ich oczekiwań, żeby to się nie
zmieniło.
Rodzice zapewniali mi też utrzymanie, z czego w pewnym sensie korzystałam do
dziś, bo odziedziczyłam po nich przyzwoity majątek, Zostawili mi dom, mieszkanie i niemałą
sumę pieniędzy. Chwytając się tego jak ostatniej deski ratunku w obliczu moich problemów
społecznych, postanowiłam sprzedać dom, zabezpieczyć pozostawione mi środki i żyć
oszczędnie, mając nadzieję na jak najdłuższe możliwości egzystencjalne z tego tytułu.
Oczywiście miałam również nadzieję (i do teraz chyba tliła się ona gdzieś we mnie),
że prędzej czy później moje przeżywanie ludzi stanie się odrobinę mniej toksyczne lub
przynajmniej znajdę jakąś grupę osób czy choćby jednego człowieka, który nie znienawidzi
mnie, nie potępi i w jakiś sposób przekona mnie, że jego akceptacja względem mnie jest
bezwarunkowa, dzięki czemu będę w stanie pozbyć się obezwładniającego mnie lęku i
zacząć normalnie funkcjonować w jego towarzystwie. Może w takim stanie mogłabym nawet
podjąć jakąś pracę, pozwalającą mi na zapewnienie sobie samodzielnego bytu w
społeczeństwie i uniezależnienie się od spadku, który w końcu przecież się skończy. A nawet
jeśli nie podjęłabym pracy, miałabym przynajmniej kogoś, komu na mnie zależy i kto w razie

Free download pdf