zarozumiałą. A jej reakcja polegająca na niewyjaśnionej ucieczce była natomiast skrajnie
niedojrzała, głupia, i tylko potwierdzająca jej zarozumiałość.
- Jeśli Paulina myśli, że w ten sposób wzbudzi w nas jakieś poczucie winy, to się
myli. Mnie osobiście śmieszy, jak zacięcie próbuje zwrócić na siebie uwagę – powiedziała
pewnego razu Blanka, kiedy wyrażaliśmy swoje opinie na temat zniknięcia Violetty. Ja
żałowałam tylko trochę, że nie będę miała już nigdy okazji wyjaśnić pomiędzy nami
sekretnej afery pamiętnikowej. Chociaż, i tak raczej nie udałoby się tego zrobić.
Jak się później okazało, nie był to wcale ostatni raz, kiedy znalazłam czyjeś zapiski w
siedzibie naszego stowarzyszenia. Zapiski, których prawdopodobnie nie miałam nigdy
odczytać, a w każdym razie, które z pewnością nie były adresowane do mnie. Pozostawienie
na półce w łazience pamiętnika przez Violettę było wprawdzie zdarzeniem jedynym w swoim
rodzaju, jednak pewnego razu, kiedy zamknęłam się w pustym pokoju, żeby odgrodzić się od
pozostałych osób podczas zajęć (miałam do tego pełne prawo, ale nie robiłam tego zbyt
często, żeby nie zarzucono mi, że wykorzystuję dobroduszność prowadzących i lekceważę
pozostałych alergików), zauważyłam zapisaną kartkę w koszu na śmieci. Kartka była
wprawdzie pognieciona, ale chyba nie podarta i nagle ogromnie zaciekawiło mnie, co było na
niej napisane. Jako że zamknęłam się w pokoju na klucz, a kosz na śmieci wyglądał
wyjątkowo schludnie, sięgnęłam po kartkę papieru, myśląc już jednocześnie o tym, jak
realistycznie zgniotę ją z powrotem po przeczytaniu i jak przekonująco umieszczę ją na
swoim miejscu. Tak, żeby nikt nie mógł się zorientować, że cokolwiek z tego kosza
wyjmowałam.
To, co zobaczyłam na kartce, wyglądało jak wiersz albo tekst piosenki. Opisywał on
głównie zagrożenia, jakie mogli powodować ludzie, dlatego domyśliłam się, że musiał być
on napisany przez jednego z moich kolegów alergików. Poetycki tekst nie zaintrygował mnie
jednak szczególnie, a zachęcona ilością zmiętych, ale stosunkowo schludnych i nie podartych
kartek papieru, które wypełniały kosz, postanowiłam sięgnąć tym razem głębiej i
rozprostowałam kolejną kartkę. Serce zabiło mi mocniej, kiedy zaczęłam czytać drugi akapit.
„Do czego to dochodzi, zaraz zacznę pisać pamiętnik! No cóż, ostatecznie to jest
chyba lepsze niż rozmawianie z samym sobą na głos... A ostatnio regularnie mam na to
ochotę, kiedy jestem sam w domu. Moi rodzice nie rozumieją większości moich przemyśleń.
Mogę im tylko powtarzać, że boję się ludzi i słuchać beznadziejnych porad, narzekania na to,
że znowu narzekam, albo długiego „hmmm” i ostentacyjnego milczenia.
Dzisiaj do naszego oddziału przyszła nowa dziewczyna. Widać, że nie zna jeszcze
Stowarzyszenia i przyznam, że chciałbym być na jej miejscu i słuchać sobie wszystkiego od
początku, widzieć wszystkich po raz pierwszy i mieć to wyjątkowe usprawiedliwienie do
popełniania ewentualnych błędów. Weszła tu do pokoju z Gizelą, kiedy siedziałem sam,
licząc na odrobinę spokoju i odpoczynku od niebezpiecznych i wiecznie czujnych oczu
otaczających mnie ludzi (z którymi bynajmniej nie nawiązałem do teraz żadnej choćby
neutralnej nici prawdziwego porozumienia). Nie zamknąłem się na klucz specjalnie, żeby nie
było, że „Tristian znowu coś kombinuje i zachłannie zawłaszcza sobie przestrzeń dla siebie” i
w nagrodę dostałem to: Gizela wchodzi i żąda ode mnie wyniesienia się, nie wiadomo gdzie
(o to niech ja się już sam martwię), a ta Ola, czy może raczej Alexa, jak niby każe się
nazywać, staje i patrzy na mnie tak, jakbym coś właśnie tutaj kombinował i nie zasługiwał w
ogóle, żeby mieć jakąś własną przestrzeń. Prawie słyszałem, jak mówiła: „Ja jestem nowa,