szybko z krzesła, podchodząc do drzwi, a ja wystraszyłam się, że to jakiś funkcjonariusz
państwowy, który przyszedł na inwestygację. Albo nawet gorzej. Przychodząc na formalną
inwestygację, czy też kontrolę, taki człowiek zadzwoniłby pewnie do drzwi, a otwierając je w
tak bezpardonowy sposób i wchodząc do środka tak głośnym i szybkim krokiem,
podejrzewałam, że może mieć już konkretne dowody przeciwko mnie, albo przynajmniej
przeciwko nam, i że przyszedł z zamiarem zaaresztowania mnie pod pretekstem wykrycia
mojej tajnej działalności i nielegalnego nastawienia do społeczeństwa. Okazało się jednak, że
była to tylko Melania, która weszła do naszej sali zaraz po otwarciu drzwi i oznajmiła:
- Deborah zemdlała i musieliśmy przetransportować ją do pokoju ratowniczego.
- Nie mogliście poradzić sobie sami? – zapytała Gizela.
- Nie mogliśmy ocucić jej od razu i Paul bał się, że to coś z sercem.
- Ale już wszystko w porządku? – włączył się Serafin, wstając z krzesła. – Doszła do
siebie? - Chyba tak... - Melania zawahała się. – Wyszłam krótko po tym, jak zaczęła się
budzić. Paul został tam z nią. Myślę, że możemy czuć się bezpiecznie. - Ostatnio już samo omdlenie kogoś w naszym oddziale może wywołać niebezpieczne
podejrzenia...
Gizela wyglądała na zaniepokojoną. Nikt nic nie odpowiedział i w pierwszym
momencie nie wiedziałam nawet, o co dokładnie jej chodzi. Dopiero po chwili
zorientowałam się, że mówiła o naszej tajnej działalności. Musiało to oznaczać, że pokój
ratowniczy znajdował się w ogólnodostępnej części przychodni. Zastanawiałam się, czy
pierwszy raz mieli taką interwencję? Z tego co wiedziałam, Rochelle regularnie miała ataki,
prawdopodobnie zagrażające w jakimś stopniu jej życiu, natomiast Sheila mdlała podobno
dość często na początku swojej przygody ze stowarzyszeniem. Nie wspominając już o
Valerii, która przychodząc tu, za każdym razem ryzykowała utratą oddechu. - Ale Deborah chyba nigdy nie mdlała? – zapytał Samuel, wyprzedzając moje myśli.
- Nie – przyznała Melania. – Chyba przeciążyła się tym razem. Wykonywała jakieś
ćwiczenia i chciała policzyć do liczby parzystej, coś takiego. - Cała Deborah... – mruknął ktoś.
- Robiliście ćwiczenia fizyczne na zajęciach? – zdziwił się Serafin.
- W grupach. Deborah była w grupie ćwiczącej. Całe szczęście, że Valeria przybiegła
od razu nam powiedzieć. - I że sama nie zemdlała – wtrącił znienacka Felix. Serafin spojrzał na niego tak,
jakby właśnie ciężko kogoś obraził. - Do śmiechu ci? – zapytała Tina.
- Nie, po prostu wiem, że Valeria może zemdleć, kiedy nie ma dopływu świeżego
powietrza, a nie wiem, czy akurat były otwarte okna – wytłumaczył pospiesznie Felix, choć
było to dla nas tak oczywiste, że wyglądało raczej na to, że chciał udowodnić nam coś
samym użyciem swojego głosu.
Melania powiedziała nam jeszcze, żebyśmy nigdy nie przesadzali z ćwiczeniami, jeśli
czujemy, że jesteśmy na skraju wytrzymałości, tylko po to, żeby policzyć do liczby parzystej
albo do jakiejś innej liczby, albo udowodnić coś sobie lub komuś innemu, albo poczuć
satysfakcję, albo cokolwiek w tym rodzaju. Gizela powiedziała natomiast, żebyśmy nie szli
do pokoju ratowniczego ani na górę i że dowiemy się, kiedy tylko Deborah wróci do bazy. O