ile oczywiście chcemy w ogóle zostać jeszcze na oddziale. Ja zdecydowałam się już wyjść,
jako że był to koniec naszych oficjalnych zajęć i nie zależało mi szczególnie mocno na
upewnieniu się, czy Deborah odzyska przytomność i będzie zdrowa. I tak nie mogłabym
raczej nic zrobić z tą informacją. A trudno, żebym przywiązała się emocjonalnie do kolejnej
osoby, której celem życiowym zdawało się szukanie powodów, by mnie potępić.
Po przyjściu do domu zobaczyłam, że dostałam nowego maila. Okazało się, że było to
wezwanie do Urzędu Cywilnego na kontrolę. Kazano mi się stawić w środku tygodnia o
godzinie, o której odbywały się zajęcia w stowarzyszeniu. Nie wiedziałam, co o tym myśleć,
ale podejrzewałam, że nie wróżyło to niczego dobrego i chociaż samo wezwanie do Urzędu,
nawet w niedługim czasie po moich urodzinach, nie było może czymś szczególnie
podejrzanym, pomyślałam, że zdecydowanie wolałabym iść na zajęcia niż spotkać się z
kolejnym urzędnikiem, który za podejrzane i nieprzyzwoite uważa samo moje istnienie.
Nagle przypomniałam sobie jednak, że wizyty w Urzędzie można przekładać i
pomyślałam, że chyba powinnam to zrobić. Miałam nadzieję, że nie będą mnie pytać o
powód. Z tego co pamiętałam, sekretarki zajmujące się umawianiem wizyt raczej nie
zdradzają ciekawości klientami, nawet tak podejrzanymi jak ja. Przypomniałam sobie
jednocześnie słowa moich kolegów alergików i pomyślałam, że nie chcę usłyszeć od nich po
raz kolejny, że zignorowałam ich inicjatywę i nawet nie postarałam się przełożyć wizyty w
Urzędzie, by móc wziąć udział w zajęciach. Wzięłam zatem telefon do ręki i wybrałam
odpowiedni numer. Po odczekaniu kilku minut usłyszałam zdenerwowany głos jakiejś
kobiety:
- Słucham?! Halo, no proszę mówić! Nie słyszę pani!
Nie wiedziałam, skąd wiedziała, że jestem panią, a nie panem, skoro nie zdążyłam się
jeszcze nawet odezwać, ale stwierdziłam, że to pytanie mogłoby zdenerwować ją jeszcze
bardziej, dlatego pominęłam je i przeszłam od razu do rzeczy. - Dzień dobry! – krzyknęłam do słuchawki, starając się brzmieć wyraźnie. – Jestem
Alexandra Karlen... - I co, dzwoni pani, żeby powiedzieć mi, jak się pani nazywa?! Zresztą, chwileczkę...
Dlaczego ja się dziwię, że chce pani znowu zwrócić na siebie uwagę? Przecież pani
zarozumiałość jest znana w całym Urzędzie, pani Olu...
O, nie. Jak widać, już nawet sekretarki zdążyły mnie poznać. - Przepraszam, ja dzwonię, ponieważ dostałam właśnie zawiadomienie z Urzędu, że
mam przyjść na wizytę... - kontynuowałam. - Ale to też nie jest dostateczny powód, żeby do nas dzwonić, pani Olu! Tylko zabiera
pani miejsce na linii! Pierwszy raz dostaje pani zawiadomienie z Urzędu, czy co? - Nie, ale tym razem chciałam prosić o przełożenie wizyty...
- Ale jakiej wizyty? Przecież pani nie powiedziała mi nawet, kiedy ma być ta wizyta!
Co pani myśli – że jak ja pracuję w Urzędzie, to jestem jakimś jasnowidzem?! - Przepraszam. Ta wizyta ma być w środę o godzinie szesnastej trzydzieści.
- Ma być? Chyba ma się odbyć? To, że się pani spieszy, to nie znaczy, że może się
pani wyrażać nieprecyzyjnie i nieporządnie! - Przepraszam. Ja się nie spieszę.
- Niech pani ze mną nie dyskutuje! W tą środę?