W krainie nienawiści

(TatianaRevelion) #1

  • To jest ta niebezpieczna osoba! – krzyknęła Gizela, biegnąc za mną. Ktoś do niej
    dołączył, wołając, żebym się zatrzymała. Biegłam dalej w nadziei, że może zobaczę gdzieś
    czarny samochód z pomarańczowymi elementami. Nie zobaczyłam go jednak nigdzie i w
    końcu zatrzymałam się, widząc, że jacyś ludzie, patrzący na mnie srogo, podbiegają już z
    drugiej strony. Nie miałam w tej chwili żadnych szans i po przebiegnięciu tych kilkunastu
    metrów byłam już potwornie zdyszana.
    Gizela dobiegła do mnie w chwili, w której się zatrzymałam i chwyciła mnie boleśnie
    za ramię.

  • Nie waż się ruszyć – wysyczała.
    Grupa obywateli zgromadziła się wokół nas.

  • Pomóżcie mi z nią – zwróciła się do nich. – Muszę ją wsadzić z powrotem do
    samochodu i zawieźć do Służb Nadzorczych.
    Nikt nie ruszył się ze swojego miejsca.

  • Nie możemy naruszać niczyjej prywatności bez oficjalnego powodu – oświadczył
    ochroniarz, patrząc na mnie jednak coraz bardziej ostrzegawczym wzrokiem. – Nie zdążyłem
    jeszcze nawet odczytać Plakietki tej osoby.

  • Ona mnie porwała! – krzyknęłam, wykorzystując okazję. – Wiem, że moja Plakietka
    jest okropna, ale ja się próbuję poprawić! Naprawdę, pracuję nad sobą! I nie zostałam jeszcze
    wezwana do żadnego aresztu!
    Miałam nadzieję, że moja pokora wywrze pozytywny efekt. Wiedziałam, że nie mam
    szans przekonać nikogo do jakichkolwiek pomyłek na mojej etykiecie. Kilka osób
    powtórzyło, że mam stać w miejscu i pozwolić im odczytać swoją Plakietkę, grożąc mi
    wstawieniem się za moim aresztem jako świadkowie. Ostatecznie każdy obywatel miał
    obowiązek udostępnić treść swojej Plakietki innemu zainteresowanemu obywatelowi. Stałam
    więc, pragnąc poniekąd, chyba po raz pierwszy w życiu, żeby ten moment trwał jak
    najdłużej. To był mój moment wytchnienia w tej szalonej pogoni, moment, w którym
    mogłam pozbierać myśli. A przynajmniej spróbować, bo było to oczywiście niezwykle
    trudne, oczekując w nieopisanym napięciu chwili, w której któreś z nich uzna, że przeczytało
    już wystarczająco dużo, by uznać mnie za zagrożenie, i zacznie ciągnąć mnie razem z Gizelą
    do samochodu. Cieszyłam się, że znajdowałam się jak na razie w dość znacznej odległości od
    pojazdu, a mój plecak wisiał na ramieniu kobiety, dosłownie na wyciągnięcie ręki. Nie
    miałam jednak szans jej go wyrwać. Byłam zła, że, przynajmniej z tego co zrozumiałam, sam
    jeden Alfred, dzikus w dodatku, miał po mnie tu przyjechać. Gdyby przyjechał ktoś inny,
    choćby Serafin z Melanią, mogliby wysiąść z samochodu i mi pomóc. Jeszcze bardziej
    niepokoiła mnie jednak myśl, że w ogóle nie doczekam się czarnego samochodu z
    pomarańczowymi elementami.

  • To jest nie do pomyślenia! – powiedziała w końcu jakaś kobieta patrząc na mnie z
    odrazą.

  • Najobrzydliwsza Plakietka, jaką w życiu widziałem – dodał stojący obok niej
    mężczyzna, kręcąc z niedowierzaniem głową.
    Jakaś mała dziewczynka zawołała, że trzeba zadzwonić po Służby i ochroniarz od
    razu podchwycił jej pomysł.

  • Widzicie? Mówiłam! – krzyknęła Gizela. – Niech ktoś pomoże mi ją trzymać!

Free download pdf