W krainie nienawiści

(TatianaRevelion) #1

pomimo zdartego gardła i że mogłam to znosić każdego dnia na nowo. Bo chociaż nie
każdego dnia znosiłam otwarte obelgi na swój temat, codziennie były one gdzieś
przemycane, insynuowane, sygnalizowane, przez co żałowałam każdego swojego ruchu.
Wychodząc z klasy na korytarz miałam wrażenie, że wkraczam na pole minowe, a wokół
mnie wybuchają bomby. Rówieśnicy zaś to szaleńcy, którzy toczą ze sobą nieustanne bitwy i
spoglądają z rozdrażnieniem na moją stojącą nieruchomo sylwetkę, jak rozwścieczone psy na
widok chwiejącej się na wietrze kukły. Przejście z klasy do klasy było większą i o wiele
groźniejszą podróżą niż całodzienne snucie się po ulicach miasta, nie wspominając już o
samotnym przemierzaniu gór i lasów, a nauczyciele udawali, że wszystko jest w porządku,
dopóki się nie rozpłakałam, choć i to często nie pomagało. W mieście bowiem, czy w
jakiejkolwiek przestrzeni publicznej, w której w danym momencie nie odbywają się akurat
szkolenia z posłuszeństwa, rządzą dorośli obywatele. Obywatele, którzy są wprawdzie zdolni
wykorzystać wszystkie nieformalne (to jest, prawnie nieistniejące, nieuznawane) metody, by
poniżyć młodszego, nawet uprzywilejowanego, ale jednocześnie dalecy są od wyrządzenia
mu formalnej (to jest, widocznej) krzywdy. Na szkolnym korytarzu natomiast czułam się
często, jakbym była zamknięta w klatce z dzikimi zwierzętami, bo moi koledzy i koleżanki
nie zdawali się szczególnie przejęci zasadami formalności.
Z czasem jednak zarówno otoczenie, jak i ja sama zaczęłam się zmieniać. Nie tylko
wewnętrznie, ale również zewnętrznie. Czułam się już zatem trochę pewniej na polu
fizycznego bezpieczeństwa, ale jednocześnie mój status uprzywilejowanej skończył się, gdy
tylko skończyłam trzynaście lat. Tym samym wkroczyłam więc w nowy koszmar, a raczej
wykreowałam sobie nowy koszmar, który moi rówieśnicy i nauczyciele w szkole średniej
nazwaliby zapewne sarkastycznie: „Ola podbija świat”.
Nadal wystawałam z tłumu, nadal prowokowałam swoim zastojem i tajemniczą
symulacją, nadal demonstrowałam ludziom, że jestem tak zuchwała, żeby na nich patrzeć i
tak samolubna, żeby na nich nie patrzeć. Jedyne, co tak naprawdę się zmieniło to, że
zaczęłam podejmować ryzykowne akcje, próbując usilnie wyswobodzić się ze swoich
formalnych więzów, ale przede wszystkim nie sprowokować moich przełożonych i
rówieśników do spuszczenia na mnie potwornego gniewu za udawanie niezdolności do
rozpoznania nieformalnych zasad, podtekstów i przesłanek.
Pierwszego dnia szkoły próbowałam trzymać się blisko nowych koleżanek z klasy,
które pod pozorem pierwszego wrażenia (które w moim przypadku jest prawie zawsze
mylne) zaprosiły mnie do rozmowy. Szybko jednak zaczęły reagować na mnie jak na
rozkładającego się trupa albo przynajmniej, jak gdybym powiedziała im: „Wiecie, ja to
jestem takim tajnym agentem, więc nic wam nie powiem, ale pamiętajcie, że wszystko, co
powiecie zostanie przeze mnie zarejestrowane i z wszystkiego, co usłyszę będziecie się
tłumaczyć! A ja oczywiście nie będę się z niczego tłumaczyć, bo nic nie mówię. Ha, ha! Ale
jestem chytra, prawda?”.
Zdarzyło się jednak parę razy, że ktoś się do mnie odezwał, a wtedy ja poczułam,
jakby w mojej ręce pojawił się nowy łańcuch, którym mogłam przywiązać się do takiej
osoby, ponieważ sama zostałam zaproszona, otrzymałam kartę wstępu, nieoficjalne
zezwolenie i teraz odpowiedzialność wartościowego spędzania razem czasu będzie ciążyła
tylko na tej osobie, nie zaś na mnie. Zaczęłam więc coraz częściej trzymać się blisko
koleżanek, które zdawały mi się najbardziej otwarte wobec mnie. Za każdym razem jednak

Free download pdf