Po chwili skręciliśmy w jakąś leśną drogę. Gdyby Alfred nie miał GPS-a, dziwiłabym
się, jak znalazł ją w tej ciemności. Wokół nas nie było żadnych świateł, oprócz tych
emitowanych przez nasz samochód. Poczułam się nieswojo, chociaż teoretycznie powinnam
się cieszyć – dojeżdżaliśmy na miejsce.
- Alexo – powiedział w pewnej chwili mężczyzna, jakby nagle sobie o czymś
przypomniał. – Chciałem ci powiedzieć, że wykonałaś kawał dobrej roboty. Naprawdę dobra
robota z tą Gizelą. To była świetna akcja. - Dzięki – odparłam, mając nadzieję, że niebawem zakończy się nasza znajomość i
nie będę musiała udowadniać mu dłużej, że rzeczywiście zasłużyłam na pochwałę. – Było
bardzo trudno, ale jakoś się udało. Wspólnymi siłami. - Tak, tak...
W końcu zauważyłam jakieś nowe światła. Robiły się coraz większe, aż w końcu
stały się niemal oślepiające. Chyba za długo trwałam w ciemności. Wyjechaliśmy z gęstwiny
drzew i na otaczającej nas równinie zobaczyłam dwa olbrzymie kształty oraz kilka jakichś
mniejszych po bokach. Te dwa olbrzymie kształty wkrótce okazały się wielkimi
helikopterami. Nieopodal stały jakieś dwa samochody, a kiedy stanęliśmy, zaczęły przybliżać
się do nas sylwetki ludzi.
Nie miałam ochoty wysiadać z samochodu, ale jeszcze bardziej nie miałam ochoty
zostawać w nim na zawsze i dać się znaleźć Służbom Nadzorczym. Walcząc z zamykającymi
się oczami, wygramoliłam się w końcu na zewnątrz i zostałam powitana przez sporą grupkę
nieznanych mi osób. - Ola! Ola? Ola, Alfred, jesteście! – usłyszałam głosy.
Najpierw podeszła do mnie jakaś kobieta w średnim wieku z jasnymi włosami
upiętymi luźno z tyłu głowy. - Cześć! Ola, tak? Czy Alexa? Ja jestem Eleonora.
- Cześć, dzięki. Alexa – odparłam.
- Tak się cieszymy, że przyjechałaś! Już się baliśmy, co z wami będzie!
- Wiem, wiem... A pani kim jest, jeśli można wiedzieć?
- Mów mi Eleonora. Jestem dzikuską, mieszkam niedaleko Herstin. Przywiozłam tu
Violettę. Taką różowowłosą dziewczynę. Chyba się znacie? - Tak, tak – odpowiedziałam szybko. Poczułam ulgę, że nareszcie pojawił się ktoś,
kogo znam. Przynajmniej w czyichś słowach. – Violetta tutaj jest? - Tak, jest w helikopterze. Odpoczywa po zabiegu – westchnęła. – To jest bardzo
ciężki dzień dla nas wszystkich. - Tak, ja prawie zostałam porwana przez Gizelę. Znasz ją może?
- Widziałam się z nią raz. Z nią i z Paulem, na jednym spotkaniu stowarzyszenia. Kto
by pomyślał, że taka kobieta mogła zrobić coś takiego... - Przepraszam – przerwał nam jakiś pan o stosunkowo niskim wzroście, podchodząc
do nas. – Musimy się zająć naszą nową towarzyszką Olą.
On też nie miał na sobie Plakietki. Wydawało mi się, że nikt nie miał tutaj Plakietki
Personalnej. I tak chyba powinno być, choć jednocześnie trochę mnie to przerażało. Byłam
otoczona przez samych dzikusów. Po chwili obok nas pojawił się kolejny mężczyzna, wyższy
i ubrany od stóp do głów na czarno. Wyglądał bardzo poważnie.