W krainie nienawiści

(TatianaRevelion) #1

  • A ile nas tutaj w ogóle jest?

  • Oprócz ciebie, Felixa i Violetty – zaczął wymieniać Derek – ja, ta trójka lekarzy,
    których tu widzisz – pokazał na niskiego człowieka, drugiego mężczyznę oraz kobietę. –
    Eleonora, Alfred i Iris, czyli trójka nie-obywateli spod Herstin, którzy was tutaj przywieźli, i
    trzech pilotów. Ale Eleonora, Alfred i Iris nie lecą z nami. Jadą do swojego miejsca.

  • I jesteście pewni, że jesteśmy tu bezpieczni?

  • Mamy taką nadzieję – odparł niski mężczyzna, który właśnie okazał się lekarzem. –
    Ale im dłużej tu jesteśmy, tym mniej bezpieczni jesteśmy. Dlatego tak nam się spieszy, żeby
    wyjąć ci lokalizator.
    Nagle zadzwonił telefon Dereka.

  • Halo? – przewodniczący przyłożył słuchawkę do ucha i wszyscy popatrzyli na niego
    z oczekiwaniem.

  • A, tak, tak. Jest taka możliwość. Proszę mi powiedzieć w takim razie, co pani wie.
    Czekałam razem ze wszystkimi, zastanawiając się, czy rozmowa ta może oznaczać
    coś zagrażającego i co było takie ważne, żeby kontynuować ją w zaistniałych
    okolicznościach.

  • Rozumiem. A wie pani... Gdzie się znajdujemy?
    Znowu chwila przerwy.

  • Alexo – Derek zwrócił się nagle do mnie, trzymając telefon przy uchu. – Choć za
    mną. Dzwoni niejaka Penelopa Hardwell z oddziału w Herstin i chce z tobą rozmawiać.
    Znasz Penelopę Hardwell?

  • Tak – odparłam. – A państwo się nie znacie?

  • Powiedzmy, że trochę. Alexo, proszę cię, choć za mną do helikoptera i spróbujemy
    połączyć się z nią szybko przez wideo. Jak zobaczysz swoją opiekunkę, to na pewno
    wszystko ci się rozjaśni.
    Poszłam posłusznie za przewodniczącym w stronę jednego z olbrzymich
    helikopterów. Nigdy nie widziałam helikoptera na żywo. To znaczy, nie z bliska. W zasadzie
    nigdy nie widziałam z bliska nawet samolotu, który były przecież znacznie bardziej
    rozpowszechnionym środkiem transportu powietrznego. Byłam jednak przekonana, że
    helikoptery znajdujące się na polanie były wybitnie duże i prawdopodobnie mogłyby uzyskać
    nawet miano małych samolotów. A przynajmniej ten, do którego się kierowaliśmy. Był to
    ogromny gładki obiekt o opływowym kształcie, zdający się dorównywać wielkością
    pokaźnemu domowi. Miał kilka dużych okien na przedzie i kilka małych okienek
    rozmieszczonych w pozostałej części, w regularnych odstępach. Koła, na których stał, były
    tak potężne, że być może byłabym nawet w stanie wejść pod jego przednią część, nie
    schylając się zbytnio. W innych okolicznościach prawdopodobnie czułabym radosną
    ekscytację na myśl o wejściu do wnętrza tego niezwykłego obiektu i podróży nim, ale w tej
    chwili czułam jedynie tępe zmęczenie, które, choć teraz trochę się zmniejszyło, dając miejsce
    krótkiemu okresowi motywacji, lada chwila mogło zalać mnie z powrotem z nową siłą, oraz
    niegasnący niepokój o to, czy jestem bezpieczna tu i teraz i czy może nie zostanę zrzucona z
    tego obiektu celowo, kiedy już znajdę się w jego wnętrzu i wzbijemy się w powietrze.
    Gdzieś na górze i na dole po bokach helikoptera znajdowały się ogromne reflektory,
    emitujące silne światło, dzięki któremu mogliśmy widzieć się stosunkowo dobrze nawet przy
    znacznym oddaleniu od nich. Kiedy podeszliśmy bliżej, stało się ono niemal oślepiające, a

Free download pdf