nad naszymi głowami pojawiły się ogromne, zastygłe w bezruchu śmigła. Do wejścia
prowadziły rozłożone schody. Zatrzymałam się przed nimi.
- Derek?! – zawołałam. Mężczyzna już był na górze i otwierał drzwi. Obrócił się,
patrząc na mnie. – Czy mogę zobaczyć Violettę? - Tak! Ona właśnie tu jest!
Derek patrzył na mnie jeszcze przez moment, jak gdyby chciał mnie czymś rzucić, po
czym powiedział, żebym poczekała, i wszedł do środka. Po chwili ukazał się w drzwiach
razem z Violettą. - Violetta?! – krzyknęłam, wstępując na schody.
Dziewczyna przywitała mnie i wyraziła swoją ulgę na mój widok. Zapytałam ją,
podobnie jak Felixa, czy ma już wyjęty lokalizator, a kiedy potwierdziła, weszłam razem z
nimi do środka.
Wnętrze helikoptera było ciasne, ciaśniejsze niż się spodziewałam, choć jednocześnie
bardzo przytulne i nowoczesne. Nie dało mi to wprawdzie większej pociechy, biorąc pod
uwagę konieczność dzielenia go z kilkoma innymi osobami, ale starałam się tym nie
przejmować. Ostatecznie całe moje życie polegało na próbie nie przejmowania się różnego
rodzaju cierpieniami. Usiedliśmy razem na wyłożonych kremową skórą kanapach.
Przewodniczący powiedział, że zaraz połączy się z Penelopą i ustawił swój telefon na
pobliskim stoliku.
Ku mojej uldze po chwili rzeczywiście ukazała się na nim znajoma twarz lekarki z
naszego oddziału, patrzącej na nas z nieznośnym oczekiwaniem. Po wymienieniu kilku
podstawowych informacji i zapewnień, że jesteśmy tym, za kogo się uważamy i że
powinniśmy być (jeszcze) stosunkowo bezpieczni, Derek poprosił Penelopę o przekonanie
mnie, że jestem w dobrych rękach (co jak dla mnie zabrzmiało dość bezsensownie, biorąc
pod uwagę fakt, że Penelopa sama nie znała Dereka). Po chwili Violetta, która siedziała na
kanapie na przeciwko nas, dosiadła się do nas, żeby zobaczyć kobietę, na co ta zdziwiła się
niezmiernie i powiedziała, że była przekonana o ewakuacji jedynie mojej osoby i że chyba
nie zniesie więcej informacji do ukrycia. Generalnie nie wydawała się szczególnie dobrze
poinformowana, ale kiedy zaczęłam myśleć, że rozmowa z nią nic mi nie da, doszłam do
wniosku, że i tak muszę w końcu komuś zaufać.
Po wspólnej rozmowie zapytałam Violettę jeszcze raz o jej operację. Dziewczyna
miała rękę owiniętą w bandaż i, z tego co mówiła, zabieg sam w sobie nie był jakoś
szczególnie bolesny, choć na pewno nie należał do przyjemnych. Podczas gdy dziewczyna
usiłowała opisać mi swoje wrażenia, do środka zaczęły wchodzić kolejne osoby. Najpierw
tych dwoje mężczyzn i kobieta, którzy ponoć byli lekarzami. Weszli i skierowali się do
znajdujących się obok nas drzwi. We wnętrzu helikoptera znajdowało się w sumie troje
drzwi, z których jedne oznaczone były jako toaleta, drugie, tak mi się wydawało, prowadziły
do kabiny pilota, natomiast celu trzecich nie znałam. Niski mężczyzna zaczął je otwierać,
mówiąc coś o tym, że dostali jakiś sygnał z zewnątrz i że muszą jak najszybciej zaczynać i
startować. Zobaczyłam, że za drzwiami kryła się malutka sala operacyjna.
Od tego momentu wszystko zaczęło się dziać bardzo szybko. Derek wyszedł na
zewnątrz i zaczął rozmawiać ze zgromadzonymi obok ludźmi. Mówił na tyle cicho, że ledwo
go słyszałam, choć stałam w drzwiach helikoptera, a oni tuż przy schodach. Poczułam nową
falę przerażenia. Co to znaczy, że dostaliśmy znak z zewnątrz?