W krainie nienawiści

(TatianaRevelion) #1

Wymieniłyśmy z Violettą kilka pełnych niepokoju uwag i po chwili wszedł do nas
Felix. Następnie zobaczyliśmy, jak Alfred, Eleonora i Iris oddalają się pospiesznie do swoich
aut. Dwóch mężczyzn, których wcześniej nie widziałam, a przynajmniej nie z bliska,
skierowało się w stronę drugiego helikoptera, natomiast Derek z trzecim mężczyzną zaczęli
wchodzić na nasze schody.



  • To co, zaczynamy z Alexą? – zapytał jeden z lekarzy, tym razem ten wyższy,
    wychodząc z sali operacyjnej. Właśnie narzucał na siebie fartuch medyczny i wyglądał już
    prawie jak prawdziwy lekarz, z tą tylko różnicą, że nie miał na sobie Plakietki.

  • Tak – odparł Derek. – Ale niestety, będziecie operować w powietrzu. Najpierw
    musimy wystartować.
    Lekarze zaczęli rozmawiać między sobą i skierowali się z powrotem do swojego
    pomieszczenia.

  • Alexo – zwrócił się do mnie niższy lekarz tonem żądającym uwagi. – Bądź proszę
    gotowa. Kiedy tylko znajdziemy się w powietrzu i sytuacja się ustabilizuje, przystąpimy do
    operacji.

  • Ale jak mam być gotowa? – zapytałam.
    Mężczyzna westchnął głośno i wzniósł oczy ku niebu.

  • Jak ja nie cierpię pytań alergików... – powiedział, kręcąc głową.
    W tej chwili jednak Derek z pilotem zaczęli wydawać nam polecenia, krzycząc, że
    mamy usiąść i przypiąć się pasami, podczas gdy sami zajęli się zabezpieczaniem drzwi oraz
    regulowaniem jakichś urządzeń, których nazwy w większości nawet nie znałam. Ten wyższy
    lekarz zaczął im pomagać, natomiast ten niższy, razem z kobietą, również w fartuchu
    lekarskim, usiedli przy nas na skórzanych kanapach z pasami i poinstruowali, w jaki sposób
    odbędzie się startowanie. Zerkali przy tym co chwilę w okno, jakby spodziewali się zobaczyć
    tam w każdej chwili twarz umundurowanego funkcjonariusza Służb Nadzorczych.
    Nie leciałam nigdy samolotem ani żadnym innym obiektem latającym, ale czułam się
    tak wyczerpana, że nie mogłam się jedynie doczekać, aż znajdziemy się w „bezpiecznym”
    powietrzu i położę się na stole operacyjnym. Najbardziej zaś nie mogłam się doczekać, kiedy
    będę mogła stąd wyjść, już gdzieś indziej, w tym innym, „bezpiecznym” miejscu i zamknąć
    się w jakimś pustym pomieszczeniu, które tam znajdę. Przerażała mnie myśl, że będziemy
    lecieć w tym składzie przez dziesięć godzin. Helikopter był wprawdzie duży, ale nadal był
    helikopterem i dwa malutkie pokoiki dla siedmiu ludzi były zdecydowanie zbyt małą
    przestrzenią na jakikolwiek komfort.
    Słyszałam, jak Derek rozmawia w międzyczasie z kimś przez odbiornik. Pytał, czy
    już wystartowali, i wywnioskowałam z tego, że prawdopodobnie komunikował się z pilotem
    z drugiego helikoptera. Zastanawiałam się, czy w drugim śmigłowcu było tylko tych dwóch
    pilotów, których widziałam na zewnątrz.
    Po kilku minutach nasz pilot oświadczył, że idzie do kabiny. Wyższy lekarz usiadł
    teraz na wolnym miejscu obok Felixa i zapiął się pasami, mówiąc, że będzie nam asystować
    podczas startu, natomiast pozostała dwójka ukryła się w sali operacyjnej, zamykając za sobą
    drzwi.

  • Moi drodzy – zwrócił się do nas Derek takim głosem, jak gdyby chciał nas o coś
    błagać, kiedy już wszyscy oprócz niego siedzieli na swoich miejscach. Musiałam się bardzo
    postarać, by zachować życzliwy wyraz twarzy. – Wiem, że wszystko dzieje się bardzo

Free download pdf