szybko. Zwłaszcza dla ciebie, Alexo – mężczyzna spojrzał na mnie. – Ale dostaliśmy pewien
sygnał od współpracujących z nami dzikusów i musimy przyspieszyć wylot. Startujemy za
moment. Zapewniam was jednak, że możemy czuć się bezpiecznie. Operacja usunięcia
lokalizatora naprawdę trwa krótko, więc nawet gdyby władze śledziły lokalizację Alexy, nie
zdążą się zorientować, gdzie lecimy. Proszę was, zachowajcie spokój, stosujcie się do
naszych poleceń dla waszego własnego dobra i poczekajcie cierpliwie, aż pozwolimy wam
odpiąć pasy. Wszystko jasne?
Potwierdziliśmy jednomyślnie.
- A co zrobimy z lokalizatorem Alexy? – zapytał Felix. – Przecież nie może zostać z
nami na pokładzie. - Zrobimy mały postój. Jeszcze jakieś pytania?
- ...Czy to na pewno jest bezpieczne? – zapytała nagle Violetta, w chwili, w której
Derek już się od nas odwracał. – Mam na myśli lot. - Oczywiście, że nasz helikopter jest bezpieczny – odparł dzikus, tak jakby pytanie to
niemal go obraziło. – A teraz wybaczcie mi, ale muszę pomóc pilotowi przy starcie.
Przewodniczący spojrzał na nas po raz ostatni i skierował się do kabiny pilota.
Mężczyzna w fartuchu lekarskim włożył na głowę słuchawki, podobne do tych, które miał
Derek, zapytał nas jeszcze raz, czy wszystko w porządku (pomijając oczywiście kwestie
naszego fatalnego samopoczucia – a przynajmniej mojego), skierował do nas jakiś
przypominający uśmiech grymas i odwrócił głowę. Nie podobało mi się, że siedzieliśmy na
przeciwko siebie. Czekałam i czekałam, i nic się nie działo. Jedynie nasz starszy towarzysz
odezwał się dwa razy, rzucając „Pewnie” i „Wszystko ok” w przestrzeń oraz dorzucając w
naszym kierunku, że oczywiście nie rozmawia w tej chwili z nami, bo ma ważniejsze sprawy
na głowie. Po pięciu minutach bezczynności odważyłam się go zapytać, kiedy stratujemy i
niemal w tym samym momencie poczułam, jak moje siedzenie delikatnie odchyla się do tyłu. - Już – odparł zdziwiony mężczyzna. – Nie czujesz?
- Już czuję – odpowiedziałam.
Dzikus machnął ręką i pokręcił głową, uśmiechając się kpiąco, jakby właśnie coś
sobie przypomniał. Czekałam, aż ktoś powie, że „Ola znowu chce zwrócić na siebie uwagę
tak desperacko, że nawet nie przejmuje się brakiem pretekstów”, ale tym razem nie było
nikogo, kto by to powiedział. Wszyscy patrzyli w okna, udając, że mnie nie ma. Przez małe
okienka śmigłowca nie było widać wiele w ciemności nocy, ale dzięki oświetleniu
zewnętrznemu byliśmy w stanie zauważyć, że coś się zmienia i że chyba unosimy się do
góry. Po chwili jednak oświetlenie znikło i nie było widać już praktycznie nic. Wiedziałam,
że jesteśmy w powietrzu, bo siedzenie co jakiś czas odchylało się delikatnie, jednak było to
ledwie wyczuwalne. - Światła zgasły? – zapytał niepewnie Felix.
- Jak widać – odpowiedział lekarz. – Nie możemy mieć tyle zapalonych świateł,
zwracalibyśmy za dużo uwagi. - A tak jest bezpiecznie?
Lekarz westchnął. - Drodzy alergicy, wiem, że lubicie nas sprawdzać i szukać nieprawidłowości w
naszych działaniach, ale ja naprawdę nie mam zamiaru usprawiedliwiać się przed wami z
tego powodu.