W krainie nienawiści

(TatianaRevelion) #1

Mówienie o otoczeniu zawsze było prostsze od mówienia o swoich odczuciach. Nie
byłabym jednak sobą, gdybym na tym się zatrzymała i po chwili wyraziłam swój żal z
powodu przytłaczającego mnie w tym momencie przemęczenia.



  • Alexa? – odezwał się Felix.

  • Tak?

  • Dlaczego tak bardzo zależy ci na... Jakby to powiedzieć... Zademonstrowaniu nam,
    jak bardzo jesteś niezadowolona zawsze i wszędzie?

  • Zawsze i wszędzie? – odparłam z konsternacją. Nie mogłam zaprzeczyć, że
    brzmiałam zupełnie jak zacięta płyta. Nie mogłam jednak równocześnie zanegować faktu, że
    czułam się tragicznie i że często czułam się tragicznie, choć może nie zawsze w taki sposób.
    Nie było sensu przypominać im, że też narzekali. Nasza rozmowa potrafiła tylko
    kręcić się w kółko, dążąc nie wiadomo do czego. W końcu zobaczyliśmy na niebie
    wyczekiwany helikopter i nasz pilot przygotował się do odbioru. Prawie w tej samej chwili
    naszym oczom ukazał się jednak na szczęście również samochód osobowy, jadący w naszym
    kierunku, i Derek oznajmił, że pojedzie z nami od razu do siedziby. Pilot został natomiast na
    „lotnisku”, by powitać nowo przybyłych. Jechaliśmy po równej drodze, choć wydawało mi
    się, że nie była to droga asfaltowa. Wokół nas co jakiś czas pojawiały się kolejne skały, a od
    połowy drogi jechaliśmy niemal cały czas lekko pod górę. Kiedy zbliżaliśmy się do miasta,
    mogłam zobaczyć coraz więcej szczegółów i, jeśli to możliwe, z bliska wyglądało to
    wszystko jeszcze bardziej imponująco, choć jednocześnie zauważałam sporo
    niedoskonałości, których nie było widać z dalszej odległości.
    Okazało się, że osada na zboczu góry nie znajdowała się tylko na jej powierzchni. W
    skalnych ścianach widoczne były liczne otwory, prowadzące do ich wnętrza. W niektórych
    miejscach stały budynki ewidentnie wybudowane przez człowieka, w innych zaś wzniesione
    samodzielnie ściany tak bardzo zlewały się ze skałami, że prawie nie sposób było odróżnić,
    gdzie kończył się mur, a zaczynał naturalny fragment góry i miałam wrażenie, że nie było to
    spowodowane jedynie otaczającą nas teraz ciemnością. Jak na tak gęstą sieć zabudowań, nie
    paliło się tu wiele świateł, było ich jednak dostatecznie dużo, byśmy byli w stanie dostrzec i
    rozróżnić poszczególne elementy osady. Wszystko było połączone rozbudowaną siecią
    schodów, tarasów, przejść i maleńkich mostów. Pomimo przeważających kolorów natury i
    niezbyt intensywnego oświetlenia widziałam, że kompozycja wzorów i barw wszystkich tych
    elementów była niewiarygodnie rozmaita. Prawie każda posadzka, każdy płot, a nawet drzwi
    zdawały się inne. W wielu miejscach widoczny był surowy kamienny lub ceglany mur.
    Gdzieś dalej stał natomiast dźwig i ustawione na znaczną wysokość rusztowania.
    My zostaliśmy podwiezieni pod bardziej „stabilną” część miasta, to znaczy pod
    olbrzymią kamienną fortecę. Widoczny z daleka budynek, czy może raczej kompleks
    budynków, był jeszcze bardziej rozległy niż z początku mi się wydawało i ciągnął się tak
    daleko, że wysiadając z samochodu nie mogłam mieć pewności, gdzie rzeczywiście się
    kończył. Najbardziej fascynujący był dla mnie jednak fakt, że budynek ten, przynajmniej w
    części, był dosłownie wbudowany w skały. W dodatku, kolor jego ścian był rzeczywiście
    bardzo podobny do naturalnego koloru skał, przez co jeszcze bardziej zdawał się stanowić z
    nimi całość i gdyby nie jego precyzyjność i, w pewnych miejscach, modernistyczne
    elementy, byłabym w stanie uwierzyć, że został „wyrzeźbiony” z samego masywu górskiego.
    Nigdy nie widziałam czegoś podobnego i pomimo całego swojego zmęczenia i fatalnego

Free download pdf