W krainie nienawiści

(TatianaRevelion) #1

samopoczucia, nie mogłam pohamować radosnej ekscytacji na myśl o zwiedzeniu tego
niezwykłego miejsca od środka. Najlepiej w pojedynkę.
Moje pragnienia musiały poczekać jednak jeszcze długo, i to nie tylko ze względu na
moje zmęczenie. Najpierw musieliśmy przejść przez trwającą prawie pół godziny procedurę
rejestracyjną (będącą ponoć najkrótszą wersją podstawowej procedury bezpieczeństwa
przeprowadzanej w naszym przypadku). Byłam bardzo zdziwiona i niezadowolona z faktu,
że dostałam małą czerwoną plakietkę i powiedziano mi, że powinnam nosić ją wszędzie poza
swoim pokojem. Nie wiem dokładnie dlaczego, ale byłam przekonana, że w tym nowym
świecie, jakim była siedziba Stowarzyszenia Nieformalnego Cierpienia, nikt nie będzie kazał
mi nosić żadnych plakietek. To w końcu oni sami, członkowie stowarzyszenia, umożliwili mi
pozbycie się mojej dotychczasowej plakietki, identyfikującej moją pozycję w społeczeństwie
powszechnym.
Ta nowa plakietka nie była jednak Plakietką Personalną, pomyślałam zatem, że nie
powinnam się na nią uskarżać. Felix (lub ktoś inny) znów mógłby zarzucić mi skarżenie się
na wszystko i argument, że to nieprawda, bo wcale nie zupełnie na wszystko się skarżę, nie
miałby już zbyt dużej mocy. Nowa plakietka była gładka, bez żadnych napisów i, przede
wszystkim, nie była połączona z żadnym lokalizatorem. Przynajmniej z tego, co wiedziałam.
Później zmieniono mi jeszcze opatrunek na ręce, co oczywiście nie obyło się bez
bólu, i nareszcie dostałam jakiś wolny pokój z łazienką, pitną wodą i pożywieniem.
Zaproponowano mi również nowy telefon komórkowy, ale nie chciałam czekać na korytarzu
ani chwili dłużej. Mój pokój ulokowany był dość blisko głównego holu i w każdej chwili
mogłam wyjść i zwrócić się do recepcji.
Położyłam się zatem do łóżka w środku nocy, obudziłam się nad ranem i niedługo
później, pomimo buzującej we mnie ekscytacji, zdołałam zasnąć ponownie. Większość tego
dnia przespałam w zaciemnionym pokoju bądź przeleżałam w letargu, starając się oderwać
od angażujących mnie uporczywie myśli związanych z moim nowym położeniem.
Wychodziłam z pokoju głównie po to, by prosić o jedzenie i zrobić kilka kroków więcej niż
mogłam zrobić w swojej sypialni. Wieczorem dostałam nowy telefon i nową kartę
kontaktów. Okazało się, że dzikusy miały swoją własną sieć komórkową i w zasadzie
zdziwiłabym się, gdyby było inaczej. A nawet gdyby tak nie było, na całym Drugim
Kontynencie i tak obowiązywała inna sieć niż na Pierwszym. Moja stara karta nie była mi już
zatem do niczego potrzebna i była dla mnie tylko symbolem ostatniej rzeczy, którą udało mi
się wydrzeć z rąk Gizeli.
Cały czas nie mogłam pogodzić się z tym, co się stało. Cały czas miałam problem, by
w to w ogóle uwierzyć. Owszem, Gizela często nie zachowywała się w stosunku do mnie ani
trochę przyjaźnie – obserwowała mnie podejrzliwie, a kiedy coś powiedziałam, patrzyła na
mnie z taką pogardą, jakiej nie powstydziłaby się chyba nawet moja kuzynka Michalina,
gdyby w końcu zdecydowała się na mnie spojrzeć. Zdarzyło jej się rzucić w moim kierunku
jakieś nieprzychylne uwagi. Poza tym, nie odbiegała jednak swoim zachowaniem od reszty
grupy w sposób szczególnie wyraźny. Każdy miał coś, do czego mogłabym się przyczepić.
Nękało mnie ponadto mnóstwo wątpliwości. Nie wiedziałam, jak będzie od teraz
wyglądać moje życie i chociaż wszystko wskazywało na to, że znajdowałam się w
najbezpieczniejszym miejscu na świecie, przerażała mnie myśl, że byłam zdana wyłącznie na
tę wyizolowaną społeczność. Z tego, co zauważyłam na pierwszy rzut oka, dzikusy nie

Free download pdf