- Dzień dobry – powiedziała, spoglądając w stronę Dagmary i Dereka. – Przepraszam
za spóźnienie. - Dzień dobry, Stello – powiedział Derek. – Statek nie przypłynął na czas?
- Za późno zadzwoniłam po łódkę. Przepraszam.
Sara Vegas, czy może raczej Stella, jak się okazało, usiadła na pierwszym wolnym
miejscu i zaczęła bezceremonialnie układać swój plecak i jakieś tkaniny, które ze sobą
przyniosła, obok swojego krzesła. Część osób spoglądała na nią dyskretnie. Nie potrafiłam
stwierdzić, czy Felix i Violetta są tak samo zdziwieni jak ja. Nie chciałam patrzeć na nich
zbyt długo, bo nie miałam ku temu powodu – oprócz moich przypuszczeń, oczywiście, ale
nie chciałam wyciągać ich na światło dzienne, żeby nie naprzykrzyć się Sarze od samego
początku. To, że ktoś był posądzony o zabójstwo i plany konspiracyjne, nie oznaczało, że ja
miałam prawo do sądzenia takiej osoby. Do głowy przyszedł mi od razu cytat z Pisma
Świętego: „Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni”. Wzdrygnęłam się na samą myśl o sądzeniu.
Nie wiadomo było zresztą do końca, ile w tych oskarżeniach w ogóle było prawdy. - Rozumiem – odparł przewodniczący po krótkim milczeniu takim tonem, jakby
wcale nie rozumiał. – Czy możemy kontynuować? - Myślę, że musimy najpierw wyjaśnić Stelli, o czym mówiliśmy – wtrąciła Dagmara.
- Ależ nie, nie ma takiej potrzeby – powiedziała szybko dzikuska. – Najwyżej nie
będę wszystkiego wiedzieć.
Rodzeństwo popatrzyło na siebie z rezygnacją i zachęciło jednego z kolegów do
kontynuowania swojej wypowiedzi. Generalnie prawie wszyscy okazywali ambiwalentne
odczucia w stosunku do swojego nowego życia w Korsylii, choć te pozytywne miały lekką
przewagę. Ostatecznie, mając do wyboru bycie zaaresztowanym przez władze przekonane o
twojej niebezpiecznej naturze lub mieszkanie w kontrolowanej izolacji – trudno było nie być
zadowolonym z tej drugiej opcji. Niektórzy wyrażali jednak tęsknotę za swoim dawnym
życiem, a przynajmniej za swoimi bliskimi, do których byli mocno przywiązani, a których
nie mogli zabrać ze sobą. Wiele osób przyznawało, że prawda boli z Plakietką czy też bez
niej, bo ludzie i tak wyrażają tutaj regularne zniesmaczenie na widok ich nieunormowanych
zachowań. Podobno działo się tak nawet podczas tych kilku pięknych tygodni, podczas
których pozwolono im zdjąć wszelkie piętnujące odznaki, żeby udowodnić im, że reakcje na
ich osoby są wyłącznie kwestią reakcji na ich zachowania, nie zaś na etykiety. Wyrażono
również po raz kolejny obawę o przyszłość stowarzyszenia – co, jeśli zostanie ono odkryte,
co, jeśli Bezpieczna Przyszłość nawiąże poważną współpracę z władzami, co, jeśli nasza
lokalizacja zostanie zdemaskowana? Był to jednak następny temat, na który nie było sensu
dłużej rozmawiać.
Kiedy przyszła kolej na przedstawienie się chudej kobiety o siwych włosach,
dowiedziałam się, że rzeczywiście była ona Sarą Vegas z Glidycji, tę oskarżoną o zabójstwo i
plany konspiracyjne, ale oskarżenia te nie były ani trochę prawdziwe, w stowarzyszeniu zaś
zwykła nazywać się Stellą, bo, jak twierdziła, imię to lepiej do niej pasowało. - To znaczy, jakby się ktoś uparł, być może mógłby posądzić mnie o zabójstwo –
powiedziała przesadnie rzeczowym tonem. – Problem w tym, że ja naprawdę nie miałam
gdzie zjechać, jak przyjechała ta karetka. Byłam na środku ulicy! Stałam na światłach, jadąc
do domu i nagle pojawiła się za mną karetka na sygnale. Przysięgam, że chciałam coś zrobić,
ale nie wiedziałam, co. Kiedy samochody obok mnie zaczęły się wreszcie przesuwać,
tatianarevelion
(TatianaRevelion)
#1