- To tak, jakby oświadczyć, że jest się złym i nie zamierza się tego zmieniać, trwając
z dumą i upartością przy swoich nikczemnościach.
Jedna dziewczyna, Diana, wyznała, że prawie od początku swojego życia
kombinowała, jak by się tu przenieść w nowe miejsce i znaleźć się w nowej grupie osób, bo
po miesiącu mieszkania w jednym mieście wszyscy ją już znali i nie miała się do kogo
odezwać, a raczej przed wszystkimi musiała uciekać. - Wiecie, jak to jest. Kiedy już ktoś cię zna, albo okazuje się, że nie chce mieć z tobą
więcej do czynienia i nic ci już taka osoba nie daje, albo mówi wręcz, że po tak długim czasie
znalazła już lepsze osoby i zajęcia, na których woli się skupić, i że ja na przykład jestem już
tylko dziecinnym wspomnieniem, którego sama powinnam się wstydzić... W końcu nie
mogłam nawet wyjść na zwykły spacer, bo dla wszystkich byłam „tą osobą, która wszystkich
tylko zaczepia i która później nie ma nic do dania i nawet nic przyzwoitego do powiedzenia”.
Jechałam więc do kolejnego miasta, szukałam kolejnych osób, zawsze z taką samą nadzieją i
z takim samym efektem, i tak dalej, i tak dalej, aż w końcu zorientowałam się, że został mi
już chyba tylko Drugi Kontynent. Nie miałam w tej chwili już żadnych pieniędzy na tak
kosztowną podróż, a moja zła reputacja w kolejnych krajach rosła tylko i poszerzała się w
zatrważającym tempie. W ostatniej chwili dostałam na szczęście propozycję ucieczki do
Korsylii, jako dzikuska, i tylko to mi wówczas pozostawało. Teraz natomiast zaczynam
wyrabiać sobie ten sam wizerunek tutaj... Większość czasu mieszkam oczywiście w izolatce,
dla własnego i wspólnego dobra, i muszę przyznać, że bardzo pomaga mi to w pracy nad
umiarkowaniem. Wciąż jednak dręczą mnie myśli o tym, że może jednak jest jeszcze ktoś,
którego mogłabym nie zranić i kto mógłby nie zranić mnie, i że siedzenie na tej pustyni to
czyste tchórzostwo. - Tak, ambicje Diany zdecydowanie dążą do obopólnej destrukcji – potwierdził Derek
poważnym tonem. – Niektórzy ludzie walili głową w mur, żeby odreagować od jej
towarzystwa, a ona sama co kilka dni dostawała wysokiej gorączki albo jakiejś wstrętnej,
nieznanej nikomu wysypki... - Dobrze, że twoja choroba była przynajmniej widoczna – powiedział jeden chłopak,
jeden z tych, którzy zadeklarowali na początku, że nie chcą brać odpowiedzialności za swoje
słowa ani nic, co z nich wychodzi. - Tak. Bo była naprawdę poważna – odparła Diana.
- Sugerujesz, że moje nie są poważne?
- Wcale tego nie powiedziałam...
- Collin i Diana – powiedziała nagle Dagmara. – Jesteście w Stowarzyszeniu
Nieformalnego Cierpienia. Ogarnijcie się, albo będziemy zmuszeni wysłać was z miejsca z
powrotem do waszych izolatek.
Collin i Diana zamilkli jak zganione dzieci, patrząc w podłogę i zamieniając się w
posągi, z których oczu sypały się niewidoczne iskry elektryczne.
Po ponad godzinie rozmów nastąpiła wreszcie krótka przerwa, podczas której
usiłowałam cieszyć się pięknem roztaczających się z okien widoków, zaszywając się w kącie
jakiegoś nieuczęszczanego korytarza. Starałam się nie myśleć zbyt dużo o tym, co usłyszałam
od przewodniczących, bo wszystko to mieszało się w mojej głowie, powodując jedynie
narastający niepokój. Dowiedziałam się więc, że nasze stowarzyszenie jest silnie podzielone,
a ostatnia grupa ludzi na świecie, którzy chcą mi jeszcze pomóc, robią to tylko i wyłącznie z
tatianarevelion
(TatianaRevelion)
#1