W krainie nienawiści

(TatianaRevelion) #1

mało prawdopodobne, jako że nikt jej tu nie zapraszał. Szczególnie po tym, co mi zrobiła. A
poza tym, żadne z nich nie przypominało sobie w ogóle widzieć Gizeli tutaj kiedykolwiek.
Tak naprawdę wcześniej prawie w ogóle jej nie znali. Dagmara pamiętała tylko, że istniała
taka osoba jak Gizela Warton zapisana w aktach stowarzyszenia jako opiekunka jednego z
oddziałów lokalnych w Candanii i dopiero w sytuacji naszej nagłej ewakuacji mieli okazję
przyjrzeć się jej osobie. Stowarzyszenie było zdecydowanie zbyt duże, by wszyscy mogli
wszystkich znać, nawet na poziomie przewodniczących. Wpływowi członkowie Bezpiecznej
Przyszłości dowiedzieli się już oczywiście o całej sprawie, jako że stanowili oni większość
głównego zarządu (choć może nie wszyscy z nich mieli tak jednoznaczne stanowisko w
kwestii tolerancji alergików niepospolitych) i być może część z nich rozważała nawet właśnie
teraz nawiązanie współpracy z Gizelą, ale według zasad stowarzyszenia nikt nie miał prawa
skontaktować się z nią bez uprzedniego uzgodnienia tej kwestii.


Przez najbliższe dni mieszkaliśmy w jednoosobowych pokojach w głównej części
budynku. Szybko zorientowałam się, że przy naszym korytarzu mieszka nie tylko William,
ale również chyba wszystkie osoby, które obecne były na spotkaniu, dzięki czemu, pomimo
braku oficjalnych spotkań w tych dniach, miałam okazję porozmawiać z wieloma alergikami
w różnych okolicznościach (choć oczywiście nie wynikło z tego nic poza płytkim
pożywieniem mojego intelektu). Było widać, że niektórzy z nich poszukują i wykorzystują
usilnie każdą okazję, by zamienić z kimś parę słów, choć było i kilka takich osób, które
ledwie ośmielały się spojrzeć na kogokolwiek.
W każdym razie, chociaż przez następne trzy dni nie mieliśmy żadnych
zorganizowanych zajęć, ja i tak byłam zajęta różnymi „codziennymi” rzeczami od rana do
wieczora. Czułam się trochę jak na intensywnych wakacjach w hotelu zamieszkałym przez
nadzwyczaj towarzyskich ludzi (którzy czasami zachowywali się dziwnie, ale to szczegół).
Właściwie, taki styl życia całkiem mi odpowiadał. Mieliśmy serwowane posiłki we wspólnej
jadalni, resztę czasu poświęcałam zaś na „urządzanie się” w moim nowym domu, to znaczy,
wybieranie sobie ubrań, kosmetyków i innych rzeczy, których mi brakowało, a które
dostępne były w magazynie, czasem na zamienienie z kimś paru słów, a przede wszystkim
solidny odpoczynek i oczywiście zwiedzanie.
Siedziba Stowarzyszenia Nieformalnego Cierpienia była tak olbrzymia, że
prawdopodobnie nie zdążyłabym zwiedzić jej dobrze nawet przez miesiąc mieszkania w niej.
No, chyba że naprawdę nie zajmowałabym się niczym innym. Szybko okazało się, że liczne
budynki rzeczywiście wbudowane są w skały i że wewnątrz gór ciągną się ogromne jaskinie,
a właściwie sale i korytarze, tworzące ze sobą istny labirynt. Pewnego razu byłam nawet
bliska zabłądzenia w tym labiryncie i po ponad półgodzinie szukania na próżno jakiegoś
znajomego miejsca lub choćby wyjścia na zewnątrz musiałam zapytać jakiegoś spotkanego
przypadkiem mężczyznę, jak wrócić do poszukiwanej przeze mnie strefy. Mężczyzna
zauważył oczywiście od razu moją czerwoną odznakę i zaczął prowadzić mnie do wyjścia,
mrucząc pod nosem coś o alergikach i o tym, jakie sprawiają problemy. Od tej pory
pilnowałam bardzo, by zawsze mieć ze sobą telefon i mapę siedziby, nawet, kiedy wydawało
mi się, że nie zamierzam odchodzić daleko.
Wiele korytarzy, zwłaszcza w głębi gór oraz na najwyższych i najniższych poziomach
bywało pustych i przemierzanie ich w samotności stanowiło dla mnie niewątpliwą atrakcję.

Free download pdf