nauczycielowi, przeciw wszystkim nauczycielom i przeciwko całej tej szkole! Chciałam
zwrócić na siebie uwagę i chcę ją na siebie zwrócić tak desperacko, że aż postanowiłam się
do tego otwarcie przyznać i wywołać ogólnoszkolny skandal!
- Aha, i jeszcze jedno – tu wskazałabym zuchwale na siedzącą najbliżej koleżankę. –
Chcę właśnie zuchwale pożyczyć sobie coś od ciebie! I wiesz, co jeszcze? Nic mnie to nie
obchodzi, że odsunęłam się od was już dawno, że odcinam się od was codziennie i odtrącam
was tak podle, że pewnie nie możesz już na mnie patrzeć. Ja po prostu, jak gdyby nigdy nic,
stawiam cię teraz przed prostym i bezwzględnym wyborem: albo mi coś pożyczysz, albo
będziesz miała na sumieniu moją niespełnioną prośbę, która będzie cię nękać do końca życia.
I nie tylko na sumieniu. Sama zadbam o to, żeby pojawiła się ona na twojej Plakietce i
zniszczyła twoją reputację na zawsze! Ha, ha, ha!
Biorąc natomiast długopis od koleżanki, która hojnie i wspaniałomyślnie
zdecydowałaby się pożyczyć mi swoją własność (niezależnie, czy odbyłoby się to w ten czy
w inny sposób), powiedziałabym: „A teraz radzę ci nie spuszczać oczu z tego długopisu, bo,
wiesz, mogę go ukraść, zepsuć albo wyrzucić przez okno. A już na pewno wypiszę ci go do
końca. Uwierz mi, będziesz żałować, że mi go pożyczyłaś”, bo byłam przekonana, że, choć
może nie specjalnie, na pewno posłużyłabym się nim jakoś nieprawidłowo i niewdzięcznie. A
w każdym razie na pewno nie wykorzystałabym całego potencjału, jaki ten długopis by mi
dał. - Ola! – krzyknęłaby w pewnym momencie nauczycielka.
- Tak, słucham?
- Dlaczego nie notujesz każdego słowa, które do was kieruję?
- Myślałam... – zaczęłabym, ale nauczycielka nie pozwoliłaby mi dokończyć i
atakowałaby dalej. - Nie odpowiadaj, to jest pytanie retoryczne, głupia dziewczyno! Przecież widzę, że
koleżanka tak hojnie pożyczyła ci swoją własność, litując się nad twoim niepojętym i z
pewnością całkowicie celowym błędem, a ty nie umiesz nawet odpowiednio z tego
skorzystać?! Po co w takim razie zawracałaś jej głowę? Żeby nie zapisać prawie nic?!
Pamiętałam, jak kiedyś nie miałam jakiejś książki na lekcji, a nauczyciel szybko
zauważył mój brak (nie tylko dlatego, że siedziałam sama, ale przede wszystkim dlatego, że
jestem tak skandaliczna, że po prostu trudno oderwać ode mnie oczy) i powiedział
sarkastycznie: „Aha, Ola postanowiła sobie dzisiaj nie zabrać książki do szkoły. Ale czemu ja
się dziwię? Przecież Ola ma na pewno o wiele ważniejsze rzeczy na głowie niż pamiętanie o
swoich obowiązkach szkolnych!”. Chciałam już coś powiedzieć i nawet nie to, że wczoraj
pakowałam się prawie godzinę, pragnąc przygotować się jak najlepiej na kolejny dzień, a do
książki tej nie zaglądaliśmy po prostu od początku roku szkolnego i widziałam, że wiele osób
zrezygnowało z przynoszenia jej na lekcję. Nauczyciel jednak ponownie zabrał głos, nie
pozwalając mi na powiedzenie czegokolwiek: - A kiedy już Ola nie wzięła książki, to czuje się oczywiście zupełnie
usprawiedliwiona i myśli, że nie musi robić absolutnie nic przez całą lekcję. - Przepraszam... – powiedziałam, chcąc dodać coś jeszcze, ale nauczyciel znowu mi
przerwał. - A teraz, dziecko, weź łaskawie jakąś książkę od kogoś, bo w przeciwnym razie nie
tylko postawię ci zaraz ocenę niedostateczną z pracy na lekcji, a raczej z braku jakiejkolwiek