tutaj i chociaż artykuł o mojej osobie opublikowany przez władze Candanii był dla mnie
niespodzianką zdecydowanie przykrą, pomógł mi on w istocie ustabilizować moje
przekonanie o konieczności pozostania w siedzibie stowarzyszenia, przynajmniej na razie.
Myśląc o tym logicznie, i tak zresztą nie miałam wyboru. Byłam oddalona o dziesiątki, a
raczej setki kilometrów od najbliższych ośrodków cywilizacji obywatelskiej i jeśli
członkowie stowarzyszenia nie popierali mojego pomysłu powrotu, nie mogłam z tym raczej
za wiele zrobić. Poza tym, zdawałam sobie sprawę z fatalnej kondycji mojego zdrowia, która
na pewno nie poprawiła się od momentu podjęcia decyzji o szalonej ucieczce i wiedziałam,
że każda nowa poważna zmiana byłaby dla mnie niczym skazanie na tortury.
Kolejnego dnia musiałam wstać dość wcześnie na zebranie organizacyjne alergików
niepospolitych i czułam się ledwie żywa. Derek powiedział wprawdzie, że po procedurach
wstępnych rozpoczynających nasz nowy etap życia w siedzibie, a mianowicie okres próbny,
będę mogła spać do woli, ale procedury te mogły potrwać najwyraźniej nawet pół dnia.
Właściwie dotyczyły one tylko mnie, Felixa i Violettę, bo tylko my nie przeszliśmy jeszcze
okresu próbnego (bądź też diagnostycznego) w naszym dziale. Większość pozostałych
alergików obecnych w siedzibie towarzyszyła nam jednak podczas zebrania, dopóki nie
zostaliśmy przydzieleni do naszych nowych „domów”.
Przez kolejny miesiąc miałam mieszkać w zupełnie innej części naszego miasta, na
drugim krańcu pokrytego budynkami oraz tarasami zbocza góry. Większość dni miałam
wprawdzie stawiać się w Dziale Bezstronnej Inwestygacji Alergii Społecznej o wyznaczonej
godzinie, głównie na rozmowy z jednym z opiekunów, a w niektóre dni miałam mieć jakieś
badania medyczne w części szpitalnej, generalnie jednak nie miałam więcej zadań.
Przewodniczący powiedzieli nam jedynie, że mamy się niczym nie przejmować i żyć sobie
jak gdyby nigdy nic, a jeśli byśmy czegoś potrzebowali lub chcieli o coś zapytać, mamy
zwracać się do naszych opiekunów bądź też sąsiadów, koło których będziemy mieszkać.
Byłam przekonana, że moi „sąsiedzi” wyrobią sobie wprawdzie raczej szybko dość kiepską
opinię na mój temat, ale nie powiedziałam nic o tym, żeby nie było, że chcę uprzedzać fakty.
Przez cały miesiąc mogliśmy w dodatku chodzić bez żadnych plakietek ani odznak na sobie.
Dano nam tylko małe bileciki z napisem „Alergik upoważniony” z pieczątką naszego działu
oraz podpisem Dereka, które zalecono nam nosić przy sobie, w razie gdyby ktoś się do nas
przyczepił.
Moje mieszkanie znajdowało się w jednej z wielu niewielkich dobudówek. Miałam
własną łazienkę i własny balkonik, dzięki czemu czułam się w miarę komfortowo, choć wielu
ludzi mieszkało bardzo blisko mnie. Pode mną znajdował się średniej wielkości taras, chyba
prywatny, a nade mną kolejny balkonik, na szczęście ulokowany tuż nad moim, tak, że osoby
mieszkające na górze nie miały widoku na mój, dopóki nie wychyliły się i nie spojrzały w
dół. Obok mnie z jednej strony była jedynie ściana, a z drugiej schody, po których co jakiś
czas przechadzali się ludzie. Schody te ulokowane były oczywiście znacznie poniżej poziomu
mojego balkonu, tak że przechodzący po nich ludzie nie mieli dobrego widoku na moją
osobę.
Jedynie około trzy domy dzieliły mnie od najbliższej ścieżki górskiej (czasami trudno
było odróżnić, gdzie kończy się jeden dom, a zaczyna kolejny, jako że często były ze sobą
złączone) i już nie mogłam się doczekać, aż wejdę na nią i pójdę odkrywać nowe tereny. Ta
przyjemność musiała jednak jeszcze trochę zaczekać, ponieważ byłam tego dnia ekstremalnie
tatianarevelion
(TatianaRevelion)
#1