W krainie nienawiści

(TatianaRevelion) #1

Zastanawiałam się długo nad tym, na ile rzeczywiście byłam egoistką i na ile problem
ten utrudniał mi zbliżenie się do ludzi. Doszłam do wniosku, że prawdopodobnie przesadzam
w obie strony. Nieprawdą jest, że nie jestem skłonna dzielić niczego z innymi, czy że
świadomie szukam relacji skierowanych w stu procentach wyłącznie na moją osobę. Nawet
pragnienia takie nie czyniły mnie jeszcze wcieleniem zła. Prawdą było jednak również to, że
moje własne myśli o innych ludziach nie zawsze były pozbawione złych opinii i osądów i że
właściwie samo przypisywanie ludziom złych intencji, choćby nawet oparte na silnych
doświadczeniach, było z mojej strony wyrazem niesłusznego uprzedzenia i negatywnego
nastawienia.
Przypomniałam sobie nagle różne sytuacje, w których moje osądy i odrobinę zbyt
surowe (a czasem może i bezwzględnie surowe) przypuszczenia mogły wyjść na jaw, kiedy
wydawało mi się, że wreszcie mówię coś, co leży mi na sercu i od czego chciałabym się
uwolnić, ale w istocie być może sama prowokowałam w ten sposób innych do wrogości
wobec mnie, komunikując im to, co w nich widziałam, czyli zawsze jakieś zło, jakieś ukryte
nieprawe intencje, co do których byłam święcie przekonana. Nie zawsze mówiłam przecież
tylko „przepraszam” i „dziękuję” (a nawet kiedy wypowiadałam te słowa, nie zawsze robiłam
to na tyle głośno, by mogły w ogóle być usłyszane). Podważyłam dobre intencje Pameli,
insynuując wprost, że lekceważy mnie i nie jest wobec mnie szczera, odrzuciłam Cornela,
mówiąc mu niejednokrotnie, że nasz kontakt nie ma sensu i że nie wiem, czego on we mnie
szuka (zapewne założył się z kimś, że zdoła pobić rekord długości spędzonego ze mną czasu
bez żadnego wybuchu), mówiłam moim kolegom z pierwszego kręgu wtajemniczenia
Stowarzyszenia Nieformalnego Cierpienia i z Grupy Wsparcia, że w istocie nie czuję z ich
strony żadnego wsparcia, że mdli mnie na dźwięk ich głosu i że ich pomysły nigdy mi się nie
podobają, kierowałam pełne sarkazmu wypowiedzi do członków mojej rodziny, sugerowałam
lekarzom, że próbują mnie zabić, nie chciałam przyznać się Violetcie do przeczytania jej
pamiętnika i, co więcej, nie chciałam uwierzyć, by mogła mi kiedykolwiek tę rzecz
wybaczyć, i prawdopodobnie jeszcze wiele innych słów, zachowań i sytuacji, których nie
mogłam przypomnieć sobie teraz wystarczająco dobrze.
Cały czas nie chciało mi się wierzyć, że ludzie mogą mnie zrozumieć, ale
jednocześnie teoria, że tak naprawdę ja sama nie dopuszczam do siebie takiej myśli, bo za
bardzo boję się, że może się tak nie stać, samodzielnie „uprzedzając” w ten sposób wrogość
między mną a innymi ludźmi, brzmiała całkiem logicznie. W miarę jak przekonywałam się
do niej, poczułam, że obraz innych ludzi powoli zmienia się w mojej głowie. Nie były to już
tylko istoty, które mogły mnie skrzywdzić albo, co się raczej nie zdarzało, lubić mnie i
kochać, obiekty, które mogły mi coś dać bądź odebrać, ale osoby zupełnie takie same jak ja,
mające swoje własne potrzeby i problemy, widzące mnie w określony sposób przez pryzmat
swoich własnych doświadczeń i przeżyć, być może czasem widzące we mnie zagrożenie, ale
na ogół nie uprzedzone do mnie wcale. Prawdopodobnie największą ulgę dała mi jednak
myśl, że osądy same w sobie, które kierowali do mnie ludzie, naprawdę nie były jeszcze
żadnym powodem, by czuć się winną, i że traktowane z dystansem mogły stać się
przedmiotem swobodnej i nie wiążącej w żaden sposób refleksji. Nie miałam powodu, by
czuć się przygnieciona winą. A nawet błędy nie powinny odbierać mi pewności oraz odwagi.
Jesteśmy przecież stworzeni po to, by się podnosić. Nawet system plakietkowy mówił o tym
gdzieś w swoim kodeksie, choć tak często o tym zapominano.

Free download pdf