W krainie nienawiści

(TatianaRevelion) #1

dlatego wciąż dziwiłam się, dlaczego funkcjonariusze Centralnej Bazy Społeczeństwa nie
zdecydowali się zapisać mi tam jeszcze nic obraźliwego.
W każdym razie, pokazywanie się gdziekolwiek choćby z samym napisem
„Buntowniczka” na Plakietce mogło być już bardzo bolesnym doświadczeniem.
Buntowniczka, formalnie, znajduje się przecież pod ciągłym atakiem, bo musi mieć przecież
coś, czemu będzie się sprzeciwiać. W przeciwnym razie nie byłaby już buntowniczką. Musi
się zatem sprzeciwiać, choć jednocześnie nie może, dlatego robi to ukradkiem, nieoficjalnie,
w ukryciu, ale i tak wszyscy o tym wiedzą, dlatego buntowniczka jest z góry skazana na
klęskę, tkwi w nieustannej pułapce, a jej czyny i sposób bycia są żałosne i niepoważne. W
rezultacie sama skazuje siebie na zniszczenie. Nie ujawni tego jednak, dopóki zniszczenie
samo jej nie pochłonie, bo przecież gdyby się poddała, nie byłaby już buntowniczką.
Dlatego będąc „buntowniczką” nie mogłam na przykład odejść od grupy koleżanek
smutna i zrezygnowana, ale musiałam uparcie snuć się za nimi do końca, a potem odrzucić je
wyniośle. Nie mogłam też wyjść ze szkoły zagubiona i przemęczona zżerającym mnie
lękiem, mogłam tylko uciec demonstracyjnie i arogancko. Nie zrobiłam więc tego nigdy, bo
Służby Nadzorcze i tak by mnie złapały. I chociaż od lat nie nosiłam już tego napisu na
Plakietce, z jakiegoś powodu w dalszym ciągu czułam się niemniej zagrożona.
Poza tym, rzecz jasna, już w szkole po każdej nieprzyjemnej akcji (to znaczy, po
każdym dniu, godzinie, minucie, a nawet sekundzie) doświadczałam nieznośnych
dolegliwości bólowych, choć wtedy i tak nie były one chyba jeszcze tak poważne. Regularnie
ogarniało mnie osłabienie, bardzo szybko się męczyłam i raziło mnie światło. Już po
pierwszej lekcji czułam się tak otępiała, ospała i wysuszona, jakby ktoś wypompował ze
mnie wszystkie siły witalne. Zaczynało mi się robić na przemian zimno i gorąco, tak jakby
zalewały mnie jakieś fale termiczne albo powietrze wokół mnie było poddane jakiejś dziwnej
cyrkulacji. Czasami dopadały mnie bóle głowy, nie tak silne, żebym mogła ubiegać się o
zwolnienie z zajęć, ale na tyle silne, że przeszkadzały mi znacznie w funkcjonowaniu i
czułam się, jakby ktoś mnie otumanił. Później zaczęły się bóle kręgosłupa, które wzmagały
się wyraźnie, im dłużej przebywałam w napięciu. Miałam też dziwne wrażenie, że
przeszkadzała mi moja własna twarz i czułam się, jakbym miała założoną jakąś kamienną
maskę, która nie chciała się ode mnie odczepić.
Jednocześnie coraz częściej chodziłam zatem do lekarza. Lekarz niechętnie kierował
mnie na badania lub do innych specjalistów, a wszyscy stawiali tę samą diagnozę, to znaczy,
że jestem w pełni zdrowa i nic nie ma prawa mi dolegać. Niejeden lekarz stwierdzał, że moje
dolegliwości były zupełnie urojone i tylko ode mnie zależało, czy się ich pozbędę.



  • Ja tego za panią nie zrobię – mówił jeden z nich. – To jest wyłącznie pani
    odpowiedzialność i jeśli pani wybiera tkwić w tych urojeniach, to ja na pewno nie będę pani
    leczyć.
    Kiedy wychodziłam z gabinetu, dodał:

  • To jest w ogóle wstyd i niegodziwość, żeby przychodzić tu i zabierać mi mój cenny
    czas, kiedy ludzie naprawdę chorzy czekają na korytarzu. A pani jest zdrowa, i jeszcze z
    urojeniami! I proszę nie myśleć, że nie zauważyłem tej drobnej uwagi na pani Plakietce, że
    do niedawna jeszcze była pani buntowniczką.
    Na takich konkluzjach zakończyło się moje leczenie i nie miałam szans na żadną
    zmianę mojego statusu zdrowia. Chociaż prawdę mówiąc, nie wiedziałam, czy pomogłoby mi

Free download pdf