W krainie nienawiści

(TatianaRevelion) #1

dzwonku i szantażowała nas wpisaniem do dziennika ocen niedostatecznych, jeśli nie
wyjdziemy i nie ustawimy się w szeregu na boisku (inaczej bowiem większość uczennic nie
wyszłaby prawdopodobnie z szatni). Na boisku po zbiórce organizowano nam jakieś
obowiązkowe aktywności fizyczne, a z boiska wypuszczano nas nie wcześniej niż dziesięć
minut przed dzwonkiem kończącym lekcję, co oznaczało, że miałyśmy aż dwadzieścia minut
aktywności fizycznej, a czasami nawet i więcej. Takie lekcje zdarzały się mniej więcej dwa
razy na semestr.
Pozostałe lekcje wychowania fizycznego były nieformalnie nazywane „milczącym
paktem ukrytych korzyści” (i nie tylko ja je tak nazywałam), to znaczy, po sprawdzeniu
obecności na początku lub w trakcie zajęć nauczycielka wychodziła z szatni z nieformalnym
właśnie komunikatem: „No, wiecie, o co mi chodzi. Nie będziemy przecież ćwiczyć tak
często, skoro tego nie lubicie. Zwłaszcza, że Ola to lubi, a Ola przecież jest buntowniczką.
Jako wasza nauczycielka, czuję się zatem zobowiązana przeciwstawić się jej niegodziwemu
egoizmowi i wyplenić go z jej zdegradowanego umysłu”. Czasami podała dla formalności
jakiś temat lekcji, na przykład „Omawianie zasad gry w coś tam”, „omawianie Regulaminu
Zajęć Wychowania Fizycznego”, „Dowolne aktywności uczestników zajęć wychowania
fizycznego” (które, z racji że są dowolne, nie wymagają popisywania się na boisku) albo
„Ocena sprawności uczestników”, (która, z tego co wiedziałam, polegała na ocenie zebranych
wcześniej ocen, ocenie obecności, czy coś w tym stylu). Nierzadko zdarzały się też na wf-ie
lekcje zastępcze. Innym razem z kolei byłyśmy wzywane na boisko, żeby posłuchać tam
jakiegoś przemówienia nauczycielki, co tak naprawdę było jeszcze gorsze niż siedzenie w
zamkniętej szatni, bo nauczycielka oczekiwała wtedy, że będę jej słuchać, a inni, że nie.
Na lekcjach wychowania fizycznego polegających na aktywności fizycznej miałam
większą jasność, czego się ode mnie oczekuje, dzięki dość sprecyzowanym poleceniom, a
poza tym, a może nawet przede wszystkim, nauczycielka i koleżanki nie czerpały tak
okrutnej satysfakcji z wydawania mi poleceń, widząc, że stanowią one dla mnie o wiele
większą atrakcję niż bezczynne i sformalizowane do granic możliwości siedzenie w ławce.
Samo słuchanie nauczyciela czy nawet czytanie książki to czynności intelektualne, a zatem
stosując się do takiego polecenia sama musiałam zadbać o to, jak wyglądać, w którym
momencie poruszyć się czy podnieść wzrok i w jaki sposób wyglądać tak, jak chciałabym
wyglądać. Stan mojego napięcia obniżał się natomiast automatycznie, kiedy nie krępowałam
już tak bardzo swoich ruchów, w nieustannym lęku, że sprowadzą one krytyczne uwagi i
kiedy widziałam, że nasze zdrowotne potrzeby są w jakiś sposób brane pod uwagę,
uczniowie zyskują nagle prawo i godność do czegoś więcej niż myślenie, a zakres tolerancji
wobec nich rośnie. Jednak nawet na lekcjach wf-u musiałam się bardzo wysilać, by odczytać
podteksty i nieformalne polecenia wysyłane mi przez innych w mniej lub bardziej widoczny
sposób.
Podczas gry w siatkówkę, na przykład (w którą grałyśmy prawie na każdej lekcji,
której nie spędzałyśmy całkowicie w szatni), moje formalne zadania były tak naprawdę
bardzo ograniczone. Poza chwilami, kiedy piłka leciała w moją stronę, nie miałam w zasadzie
nic do roboty, poza, oczywiście, udowadnianiem, że nie jestem posągiem ani ustawioną na
stan wątpliwej gotowości maszyną. Moje koleżanki przyzwyczaiły się szybko, że nie umiem
poprawnie odbijać piłki i nie byłam nawet jedyną osobą, która miała z tym problem. Za
każdym razem jednak, kiedy moja drużyna traciła punkt z powodu mojej porażki, słyszałam

Free download pdf