W krainie nienawiści

(TatianaRevelion) #1

jakiś krytyczny komentarz: „Czy ona nie może wreszcie zejść z tego boiska? Nie mogę już na
nią patrzeć!” albo „Ona robi to specjalnie, specjalnie udaje sprawną, żeby zabierać nam
miejsce i przyczyniać się do naszej klęski!” i „Co za wstrętna prowokatorka! Nawet nie
wygląda, jakby żałowała! Myślisz, że damy ci zepsuć naszą grę, bo ty postanowiłaś sobie
zostać wredną buntowniczką, Ola?!”. I chociaż nie zawsze wygłaszano te komentarze głośno,
w sposób jasny i formalny, spojrzenia i zachowanie moich koleżanek były dla mnie dość
wyraźne, by odczytać tę treść.
Ustawiano mnie zawsze na najgorszej pozycji, a kiedy pewnego razu odważyłam się
zapytać jednej koleżanki, dlaczego muszę stać akurat tutaj, odpowiedziała mi z pretensją:



  • Co?! Dajesz sobie prawo do niszczenia nam całej gry i jeszcze śmiesz mnie pytać,
    dlaczego ustawiam cię w takim miejscu, jakbyś nie wiedziała, że to po to, żeby nasza porażka
    nie była aż tak straszna?!

  • Masz tam stać, bo na to sobie zasłużyłaś, Ola – powiedziała inna srogim głosem.

  • Nie, ona sobie zasłużyła, żeby stąd zejść – dodała inna. – I stoi tu tylko z powodu
    formalności i decyzji naszej biednej pani, która tak boleśnie uczciwie wykonuje swoją pracę!
    Chociaż dziwię się, że takiej buntowniczce pozwalają jeszcze na cokolwiek choćby
    formalnie...
    Po takich uwagach zastanawiałam się, czy nie zejść po prostu z boiska dobrowolnie
    (byłam przekonana, że nasza pani nie robiłaby nawet żadnych formalnych wymówek), ale
    kiedy pomyślałam, jak okrutną satysfakcję pokażą moje koleżanki na widok, że się
    poddałam, stwierdzałam, że chyba wolę jednak zostać w grze. Słyszałam już, jak wołają:
    „No, Ola nareszcie jest na swoim miejscu! Bo Ola jest stworzona tylko do tego, żeby stać z
    boku, ha, ha!”.
    Oczywiście nawet stosując się do „przyzwoitego minimum formalności”, do którego,
    z tego co słyszałam, stosowała się nasza nauczycielka wychowania fizycznego, przy każdej
    możliwej okazji byłam wysyłana na ławkę i widziałam wtedy na własne oczy moje koleżanki
    z drużyny, wykonujące wtedy jakiś dziki, tryumfalny taniec i wołające: „I co, Oleńka,
    zdziwiona? Zbuntowana? Próbowałaś nas zniszczyć, ale to my teraz niszczymy ciebie! Gnij
    sobie na tej ławce, bo do tego zostałaś stworzona, skoro nie potrafisz się przyzwoicie
    zachować!” i „Ola pokonana, i co teraz? Patrzcie, udaje, że jej to nie obchodzi! Ha, ha!”.
    Dziewczyny naprawdę zdawały się ożywać, kiedy ja siadałam na ławce. Skakały, śmiały się,
    robiły salta i z tego co widziałam, czuły się już całkowicie wygrane. Tak naprawdę nie było
    już nawet ważne, gdzie poleci piłka, bo one i tak już zwyciężyły. Gra pomiędzy dwoma
    drużynami zamieniała się w grę pomiędzy mną a resztą. W dodatku, siedząc na ławce, nie
    wiedziałam, czy lepiej udawać smutną i znosić z całym upokorzeniem i nieludzką pokorą ich
    tryumf, czy, wbrew ich oczekiwaniom, starać się wyglądać na zadowoloną. Tak czy inaczej,
    byłam na przegranej pozycji, a jakiekolwiek zadowolenie w tej sytuacji byłoby tylko
    żałosnym oszustwem.
    Chociaż, pomimo wszystko, perspektywa aktywności fizycznej wiązała się u mnie
    zawsze z większymi nadziejami na choćby tymczasowe rozluźnienie, nigdy nie rozumiałam
    gry w siatkówkę i po dzień dzisiejszy trudno mi ją było w ogóle nazywać aktywnością
    fizyczną. Tak naprawdę, nawet jeśli nie siedziałam na ławce, przez większość czasu
    dziewczyny ustalały taktykę, obracały się, jedna do drugiej, nadzorowały punktację i ustalały,
    gdzie powinna znaleźć się piłka, żeby włączyć ją do gry. Później nadchodziła krótka chwila

Free download pdf