wyrzutem: „Co ty robisz, dziewczyno?! Dlaczego się tak nagle odsuwasz, coś ci nie pasuje?
Może uważasz, że nie jestem kompetentną instruktorką i że taką osobą jak ja można tylko
pogardzić, co?”. Odpowiedziałam szybko, że nie i że chciałam jej tylko zrobić więcej
miejsca, ale niestety moje obawy znowu się spełniły i kobieta zarzuciła mi hipokryzję.
- I co, coś ci się poprzestawiało w głowie, że tak nagle zmieniłaś zdanie? Może się
wystraszyłaś, że nigdy nie awansujesz, jeśli nie będziesz się nam podlizywać? Cały czas
siedzisz sobie wygodnie na środku, a potem udajesz, że nagle mnie zobaczyłaś!
Kobieta prychnęła, a jakiś pan, siedzący przy sąsiednim biurku skomentował, że mam
klapki na oczach. Albo, co gorsza, udaję, że je mam. Potem moja instruktorka miała jeszcze
do mnie pretensje, że niewyraźnie jej odpowiadam i ciągle odwracam wzrok i że właściwie to
ona nie wie, czy ja w ogóle jej słucham, ale kiedy zaczęłam słuchać uważniej (to znaczy
udawać, że słucham uważnie), patrząc to na nią, to na ekran monitora i pilnując, żeby na
mojej twarzy nie zagościł żaden wyraz mogący być kojarzony z pogardą czy lekceważącym
stosunkiem oraz odpowiadając wyraźnie na każdą jej wypowiedź, że „tak, rozumiem”, w
końcu zezłościła się na mnie, oskarżając mnie o pozorowanie i robienie z niej idiotki. - Co za bezczelność! – zawołała, kiedy po raz któryś powtórzyłam, że „tak,
rozumiem” – zachowujesz się jak jakieś zbuntowane dziecko w szkole, które, nie mając już
innych sposobów na bunt, zaczyna powtarzać w kółko to samo, jakby ktoś je do czegoś
zmuszał! Masz natychmiast zacząć zachowywać się normalnie albo nie będę z tobą
pracować!
W rzeczywistości nie sądziłam, żeby udało mi się zacząć zachowywać od tej pory
normalnie. Chociaż starałam się używać częściej jakieś zamienniki wyrażenia „tak,
rozumiem”, a czasami nawet odwrócić wzrok, tak jakbym potrzebowała spojrzeć gdzieś
indziej, ale tylko po to, żeby jeszcze lepiej zrozumieć tłumaczone mi sekwencje. Tak jak
ktoś, kto ucząc się jakiegoś tekstu na pamięć, odrywa od niego wzrok, a nawet zamyka oczy,
by powtórzyć sobie dany fragment w umyśle z innej perspektywy. Kobieta jednak wbrew
swoim groźbom siedziała ze mną do końca, to znaczy, dopóki nie skończyła mi wszystkiego
tłumaczyć (a trwało to jakieś cztery godziny, nie licząc mikro-przerw), po czym oznajmiła, że
błaga kogoś o zastąpienie jej kolejnego dnia, bo ona nie da rady tak się przemęczać i znosić
mojego niewdzięcznego zachowania dzień po dniu.
Kiedy kończyłam tego dnia pracę, oczy bolały mnie tak bardzo, jakbym nie zamykała
ich przez trzy doby z rzędu. I to nie tylko z powodu słuchania instrukcji mojej starszej
koleżanki. Zasady pracy, o których ciągle ktoś mi przypominał, przysparzały mi również
dużo stresu. „Tu nie wolno zamykać oczu. Ani wstawać z krzesła bez powodu, ani przerywać
pracy bez powodu, ani obracać się bez powodu, ani odrywać wzroku od monitora bez
powodu” – słyszałam co kilka minut. Kiedy jednak próbowałam złamać ten zakaz jawnie, z
powodu utrzymującego się w moim ciele napięcia i szeregu dolegliwości, które pojawiły się
w moim ciele (to przecież jest jakiś powód), ktoś zawsze pytał: „Olu, dlaczego przerywasz
pracę?” lub trochę mniej łagodniej: „Ola, jak śmiesz przerywać pracę?! Przecież jesteś w
pracy!”.
Z jakiegoś powodu bałam się jednak powiedzieć, że przerywam pracę, bo coś mnie
boli (może dlatego, że w najlepszym wypadku posłaliby mnie do lekarza, a gdyby
powtórzyło się to drugi raz, oświadczyliby, że w takim razie nie mogę tu pracować i
zapytaliby, po co w ogóle zgłosiłam się na to stanowisko?), dlatego raz powiedziałam, że