Szybko zaczęłam przepraszać i tłumaczyć, że mam tylko małą wątpliwość i właściwie
to chciałam właśnie zadać pytanie, wszyscy zaczęli jednak kręcić głowami z politowaniem,
więc od tej pory starałam się już nikogo nie podglądać i od razu wyjawiać wszelkie pytania,
które nasuwały mi się na myśl (oczywiście te dotyczące pracy). Niestety ta metoda również
nie okazała się do końca skuteczna, jeśli chodzi o załagodzenie stosunku moich
współpracowników do mojej osoby.
Raz zadałam pytanie, kiedy ktoś żalił się na ogrom pracy, która na niego spadła i
niesprawiedliwość, jaka panuje ponoć w instytucjach administracyjnych w naszym mieście
(nie zdając sobie oczywiście sprawy, że zadanie w tym momencie mojego pytania może
wywołać jakieś negatywne konsekwencje).
- Nie musi pani demonstrować, jak ma pani dobrze. Te zadania dla nowicjuszy są
śmieszne – usłyszałam w odpowiedzi. – No tak, ale oczywiście pani Ola musi mieć wszystko
na zawołanie! Już pani wyjaśniam, tylko pozwoli pani, że chociaż wysmarkam sobie nos...
Trzeciego dnia usłyszałam z kolei, że oni już po prostu nie mogą mnie słuchać i
zastanawiają się tylko, ile razy jeszcze mam zamiar przeszkadzać im i pytać o jakieś bzdury,
demonstrując, że potrafię mówić, zamiast powiedzieć wreszcie coś ciekawego i pokazać dla
odmiany, że nie jestem ograniczoną do pracy maszyną?
Szybko jednak wyszło na jaw, że na polu pracy moje działania są równie
beznadziejne, jak moje zachowanie społeczne. I nie chodziło już bynajmniej o kwestię
pozyskiwania informacji od bardziej doświadczonych współpracowników. Ja po prostu
miałam ogromne trudności ze skupieniem się na swojej pracy, myśląc nieustannie o
oczekiwaniach moich towarzyszy i ich regularnych jadowitych komentarzach. W pewnej
chwili nawet moja sąsiadka, pracująca obok, popatrzyła na mnie i stwierdziła, że ja w ogóle
nie pracuję, tylko się obijam. Kiedy odpowiedziałam jej, że myślę nad pracą, osądziła mnie o
manipulację i kombinatorstwo. Od tej pory wpatrywanie się w ekran nie wystarczało już
czasami, żeby udowodnić, że pracuję.
Moja praca miała ponadto swoje konkretne rezultaty i prawie za każdym razem, kiedy
szef lub inny współpracownik sprawdzał, czy coś zrobiłam, jak coś zrobiłam i czy już coś
skończyłam, był bardzo niezadowolony, a raczej oburzony i szybko uzyskałam opinię lenia i
manipulatorki. Kiedy pewnego razu tłumaczyłam szefowi, że ja naprawdę pracowałam przez
cały ten czas i po prostu nie zdążyłam jeszcze zrobić tego zadania do końca, powiedział:
„Wie pani, co? Gdyby miała pani jakieś problemy z umysłem czy w ogóle jakieś problemy z
prawidłowym funkcjonowaniem, byłoby to z pewnością zapisane na pani Plakietce.
Tymczasem pani Plakietka mówi jasno: to jest osoba zdolna do pracy”, po czym wyszedł z
tryumfalnym uśmiechem na twarzy.
To jednak nie z powodu moich żałosnych rezultatów skończyłam z tą pracą już po
sześciu dniach. Zanim szef zdążył mnie wyrzucić, samo wykończyło mnie przemęczenie,
rozmaite bóle krążące po moim ciele oraz głód. Po powrocie z pracy do domu byłam tak
zmęczona i przesycona rygorystycznymi wymaganiami oraz upokarzającymi komentarzami
moich towarzyszy, że praktycznie nie byłam w stanie ruszyć się z domu i nie mogłam nawet
zrobić sobie zakupów. Na początku pochłaniałam ogromne ilości jedzenia, głównie takiego,
którego nie trzeba było zbyt długo przygotowywać, to znaczy głównie niezdrowego, ale
nawet odżywiając się w taki sposób, już trzeciego dnia zaczęło mi brakować pożywienia. Nie
miałam w każdym razie żadnych szans na zbilansowane odżywianie, które było w moim