W krainie nienawiści

(TatianaRevelion) #1

ROZDZIAŁ IV – OLA IDZIE DO URZĘDU


Pogrążona w smętnych rozmyślaniach, nie zdążyłam zrobić wczoraj zbyt wielu
pożytecznych rzeczy. To znaczy, zaspokoiłam swoje podstawowe potrzeby, starając się
nieudolnie wynagrodzić swój organizm za zamęczanie się bolesnymi wspomnieniami, i
poszłam spać. Nie było mowy o żadnym zajęciu wymagającym jakiegokolwiek wysiłku,
fizycznego czy intelektualnego, a więc o niczym, co mogłoby mi dać namacalną satysfakcję i
sprawić, że przestanę postrzegać swoje życie jako nieustanną sinusoidę składającą się z
dwóch stanów: nadmiernego wysiłku emocjonalnego i niestabilnej regeneracji. Zdążyłam już
tylko pomyśleć, że jutro są moje urodziny i że w związku z tym czuję się zobowiązana do jak
najszybszej wizyty w Urzędzie Cywilnym w celu corocznej kontroli mojej osoby.
W terminie do siedmiu dni po każdych urodzinach każdy członek społeczeństwa ma
obowiązek stawić się na kontrolę w lokalnym Urzędzie, by dokonać różnych aktualizacji
swoich danych osobowych oraz weryfikacji Plakietki. Nie ma potrzeby umawiania się na
taką wizytę o wyznaczonej godzinie, dzięki czemu można przyjść o każdej porze w
godzinach pracy Urzędu. Ja jednak wiedziałam, że w moim przypadku lepiej stawić się jak
najwcześniej, żeby nie wzbudzać dodatkowych podejrzeń. Skoro nie mam pracy, oficjalnie
nie powinnam mieć nic innego do roboty, jak tylko czekać na wizytę kontrolną w Urzędzie.
Mój brak pracy był już dostatecznym powodem do podejrzeń i w zeszłym roku
słyszałam już coś niepokojącego na ten temat. Dzisiaj mogłam się zatem spodziewać samych
nieprzyjemnych uwag. Za każdym razem zresztą, kiedy odwiedzałam Urząd w jakiejkolwiek
sprawie, otrzymywałam nieprzyjemne uwagi i kłopotliwe pytania. Nie pamiętałam, co
powiedziałam ostatnim razem odnośnie mojego statusu niepracującego, ale z pewnością nie
było to nic satysfakcjonującego urzędników i byłam przekonana, że gdyby jakiekolwiek
zmiany w prawie nie trwały współcześnie tak długo i nie były wprowadzane z taką
trudnością, wprowadzonoby już dawno powszechny obowiązek pracy, choćby specjalnie dla
mnie.
Zanim jednak zdążyłam uszykować się do wyjścia, walcząc z ogarniającą mnie
sennością, która nachodzi mnie zawsze w godzinach przedpołudniowych, mój telefon wydał
z siebie szereg dźwięków oznaczających przychodzące powiadomienia. Oczywiście były to
życzenia urodzinowe. Ostatecznie trochę ludzi mnie znało, nie tylko jako „tę Olę Karlen,
która zawsze zachowuje się nieprzyzwoicie na ulicy (czy w jakimkolwiek innym miejscu)”, a
niektórzy z nich byli nawet na tyle zainteresowani moją osobą, że otrzymanie od nich życzeń
urodzinowych nie było dla mnie wcale czymś zupełnie niewiarygodnym.
Jak na razie były to dwie wiadomości od koleżanek z grupy wsparcia i nie mogłam się
zdecydować, co się pod nimi kryje – szyderstwo, bo przecież ostatnio praktycznie każde
nasze spotkanie kończyło się komentarzami typu „wszystko jest tak, jak powinno być, to
znaczy tak, jak Ola nie chce, ale my mamy to gdzieś, bo to jest problem Oli, a my jesteśmy
zadowoleni, że jest właśnie tak i Ola ma szansę nauczyć się pokory”, nawet jeśli nie
wypowiedzianym na głos, to przynajmniej zawisłym ostentacyjnie w powietrzu – czy może
jednak była to szczerość, oddzielona zupełnie od tej nieprzyjemnej postawy, która, choć tak
częsta, ostatecznie jest przecież tylko chwilowa. Tak czy inaczej, na pewno była to jakaś
prowokacja, formalnie choćby nałożenie długu wdzięczności. Sprawę dodatkowo
komplikował fakt, że nasze następne spotkanie miało się odbyć już jutro, a więc trzeba

Free download pdf