W krainie nienawiści

(TatianaRevelion) #1

szybko przemyśleć strategię reakcji i zapewne będzie to decyzja jak najszybszej reakcji, żeby
nie było, że odpiszę im na te komentarze na krótko przed spotkaniem, bo to byłoby po prostu
głupie i bezsensowne, a koleżanki z pewnością oczekiwałyby jakiejś wzmianki na ten temat z
mojej strony.
Postanowiłam jednak nie pisać nic na razie i postarać się zająć tym w Urzędzie, jako
że tam zawsze czeka się na wejście do gabinetu w długiej kolejce. Czekanie w kolejce
nieuprzywilejowanej, przynajmniej, potrafiło być bardzo długie. Natychmiastowa odpowiedź
natomiast wskazywałaby, że cały czas spędzam przed telefonem, jakby czekając tylko na
przyjście jakichś powiadomień, a później dziwię się, że nie mam na nic czasu.
Chcąc dotrzeć do większości miejsc, takich jak Urząd, centra medyczne czy jakiś
lepszy sklep, musiałam wsiąść do jakiegoś autobusu, bo dystans z mojego domu do centrum
miasta jest zbyt duży, żeby pokonać go „spacerkiem”. Zwłaszcza, biorąc pod uwagę udrękę
płynącą z nieustannego mijania się z jadącymi ulicami pojazdami, których kierowcy i
pasażerowie wołają do mnie regularnie, śmiejąc się, że zachowuję się, jakby nie istniały
autobusy albo że może jestem tak paradoksalnie zbuntowana i zarozumiała, że odmawiam
nawet skorzystania z transportu publicznego.
Dojazdy autobusami wiążą się oczywiście ze sprawdzeniem, co, gdzie i kiedy
dojeżdża, dostosowaniem się do tych informacji oraz spędzeniem pewnego czasu w
towarzystwie spotkanych tam ludzi. W skrócie, nie należy to do przyjemności.
Nieprzyjemność zaczyna się w zasadzie już w chwili powstania myśli o takiej podróży. Choć
często podróżowałam liniami, których rozkład znam już prawie na pamięć i – przynajmniej w
określonych godzinach – kursującymi tak często, że czasami nie miałam nawet potrzeby
sprawdzania godzin odjazdu, nigdy nie da się jednak ominąć elementu spotkania z ludźmi.
Wsiadając dzisiaj do autobusu, poczułam na sobie jak zawsze miliony spojrzeń
doszukujących się we mnie wrogich intencji i nieuprzejmych zachowań. Jednym słowem
czegoś, do czego można by się przyczepić. Nie miałam raczej zamiaru siadać gdziekolwiek,
domyślając się, że wszystkie lub przynajmniej większość miejsc siedzących będzie zajęta już
o tej porze, a nie jechałam przecież szczególnie daleko. Miałam jednak nadzieję, że uda mi
się zająć jakieś wygodne miejsce stojące. Niestety jednak autobus okazał się jeszcze bardziej
zatłoczony niż przypuszczałam i na pierwszy rzut oka zobaczyłam, że nie mam dużego
wyboru. Stanęłam zatem przy drzwiach, dając ludziom znak, że chcę wysiąść na następnym
przystanku (co oczywiście absolutnie nie było prawdą). Jako że ten pierwszy rzut oka nie dał
mi dostatecznej satysfakcji, po chwili rozejrzałam się wokół siebie raz jeszcze i jak zwykle
zachowanie to było dalekie od dyskrecji.
Nic więc dziwnego, że jakieś nastolatki, które siedziały niedaleko mnie i
obserwowały mnie z zawziętością, zaczęły mówić: „O, patrzcie, wsiadła Olcia, stanęła na
środku autobusu i nie wie co robić! O, jakie to przykre, chyba zaraz popłyną łezki!” i „O, nie,
właśnie wsiadła Oleńka i zaraz zwali nas tu wszystkich z krzeseł! Trzymajcie się, ludzie, bo
konfrontacja jest bliska!” oraz „A co to, Olcia poczuła się zagubiona? No, co za pech!
Dlaczego Olcia nigdy nie znajduje wolnego krzesełka i jest taka biedna, że aż chce się na nią
popatrzeć? Oj, chyba zaraz zatupie nóżkami!”.
Te słowa sprawiły, że od razu zaczęłam żałować zbędnego rozglądania się po wnętrzu
pojazdu. Szczególnie, że zobaczyłam jednak jedno wolne miejsce – i to prawie tuż za sobą – i
oczywiście nie z niego skorzystałam. Tak jak mówiłam, nie zależało mi na miejscu

Free download pdf