spuszczał ze mnie wyczekującego wzroku i po kilku sekundach zaczął stukać znacząco
palcami o blat biurka.
- Czy ma pani jeszcze jakieś pytania? – zapytał i, nie czekając na moją odpowiedź,
dodał – myślę, że wytłumaczyłem wszystko jasno, więc jeśli byłaby pani tak uprzejma,
prosiłbym o ustąpienie miejsca kolejnej osobie.
Wszystko wskazywało na to, że kolejna osoba już za mną stanęła, więc zapytałam
tylko pospiesznie: - Czy mogę jeszcze rzucić okiem na te formularze?
- Proszę bardzo – odpowiedział urzędnik sarkastycznym tonem i tak, jakby wcale nie
chciał mi na nic pozwalać. – Tylko niech pani pamięta, że nie jest pani jedynym interesantem
w tym urzędzie i siedząc tutaj, zabiera pani możliwość załatwienia spraw innym ludziom. A
to z kolei może się odbić negatywnie na pani Plakietce.
Postanowiłam poświęcić jednak jeszcze chwilę na przejrzenie formularzy, choć
czułam się, jakbym siedziała przed tykającą bombą, która w każdym momencie może
wybuchnąć, a każda kolejna sekunda przybliżała mnie do tego momentu. Jednocześnie
wiedziałam, że nie powinnam jednak opuszczać stanowiska od razu, skoro już zapytałam o
możliwość pozostania na nim trochę dłużej i zgoda ta została mi udzielona. Sugerując się
pomimo wszystko w jakimś stopniu uczuciem siedzenia przed tykającą bombą, zaczęłam
zbierać rozłożone dokumenty po kilku krótkich chwilach, zamierzając ewakuować się jak
najszybciej.
Nie było to jednak proste, ponieważ miałam naprawdę dużo rzeczy do zabrania,
schowania i trzymania, a poza tym musiałam uważać, żeby kartki się nie pogniotły. Kiedy
zatem zbierałam się do wyjścia, siedząca naprzeciwko mnie bomba zdawała się już
wybuchać w swoim wnętrzu, zalewając mnie swoją wzburzoną treścią: „Czy pani się nami
bawi?! To jest jakaś kpina! Ludzie zaczynają ustawiać się za panią w kolejkę, a pani najpierw
ogląda sobie ze spokojem dokumenty, jakby to były jakieś kolorowe czasopisma podane pani
na spotkaniu towarzyskim, a teraz jeszcze odtwarza pani przede mną jakieś mozolne ruchy,
jakby to było jakieś przedstawienie! To jest czysta bezczelność z pani strony, pokazywać mi
tutaj, jak precyzyjnie składa pani karteczki albo raczej jak nieprecyzyjnie je pani układa, tak
jakbym ja panią poganiał i jakbym nie dawał pani czasu na podstawowe ludzkie czynności!
Nie, proszę pani, bo takie czynności zajmują normalnemu człowiekowi sekundy, a pani
zajmują znacznie dłużej, bo pani udaje! Bo pani chce, żeby wszystko za panią zrobić. Dość
tego!”.
Kiedy miałam już ostatecznie wziąć wszystko do ręki i założyć torebkę na ramię,
urzędnik podniósł się i tym razem postanowił wypowiedzieć swoje słowa na głos: - Co pani sobie teraz wyobraża!? Co pani w ogóle tutaj jeszcze robi!? Sprawa jest
zakończona, a pani przekłada i odwraca te kartki, jakby była pani sama w domu albo u
koleżanki w odwiedzinach! Ja naprawdę nie zamierzam dłużej oglądać, jak pani próbuje
mnie przekonać, że nie jest pani zdolna do normalnego funkcjonowania. Jeśli nie umie pani
samodzielnie przyjść i odejść ze stanowiska, zabierając swoje rzeczy, to niech pani w ogóle
nie przychodzi i zgłosi zamiast tego wniosek o niebieską opaskę, której i tak nikt pani nie da!
Byłam przekonana, że wszyscy siedzący wtedy na sali ludzie dobrze mnie
zapamiętali, bo urzędnik krzyczał naprawdę głośno i od tamtej pory udało mi się unikać
kolejnych wizyt w Urzędzie, ale dzisiaj musiałam przyjść. Wizyty urodzinowe są absolutnie