W krainie nienawiści

(TatianaRevelion) #1

uroczyście, że odchodzę i naprawdę nie musicie mi opowiadać, jak bardzo was to obchodzi”.
A także: „A jeśli zainteresowaliście się mną aż do tego stopnia, że zrobi wam się przykro z
powodu mojego odejścia, to możecie być pewni, że mnie to wcale nie obchodzi, bo wasza
obecność jest dla mnie tak męcząca, że nie mam w niej żadnego interesu, a wasze odczucia
kompletnie się dla mnie nie liczą”.
Z tego względu postanowiłam nie odzywać się do nikogo i pogodzić się z powstałą w
ten sposób sugestią, że może zginęłam w jakimś wypadku albo wyemigrowałam na drugi
koniec świata albo po prostu miałam już ich wszystkich tak dość, że postanowiłam nie
spotkać się z nimi już nigdy więcej. To z kolei wywołało u mnie kolejny niepokój, że jednak
gdzieś ich jeszcze spotkam. To przecież wcale nie było wykluczone, bo tak naprawdę ani nie
zginęłam w wypadku ani nie wyemigrowałam za granicę, mieszkałam natomiast dalej w tym
samym miejscu.
Jak na razie nie zdarzyło mi się jeszcze na szczęście spotkać nigdzie nikogo z nich i
moja obawa kurczyła się coraz bardziej, cały czas byłam jednak przekonana, że tym bardziej
nie usłyszę już od nich ani słowa. Tymczasem ten kolega postanowił odezwać się do mnie po
sześciu miesiącach, tak jakby chciał powiedzieć: „Wiem, że nami gardzisz i że nic cię nie
obchodzimy, ale ja postanowiłem zlitować się nad tobą pomimo twojej niewdzięczności i dać
ci jeszcze jedną szansę. Bo, wiesz, ja jestem po prostu szlachetny, rozsądny i nie obrażam się
z byle powodu, w przeciwieństwie do ciebie. Ja nie odpycham ludzi, nawet jeśli oni
odpychają mnie. Ciekawi mnie więc bardzo, co mi odpowiesz, jak zareagujesz i czy w ogóle
będziesz łaskawa zareagować... Bo doprawdy, twoja odpowiedź musiałaby być wyjątkowa,
żeby wynagrodzić to, jak podle nas potraktowałaś. A może nawet raczej nic już nie jest w
stanie zrekompensować tego błędu i będziesz musiała znosić go do końca życia...”.
Jedna część mnie nie chciała w zasadzie odczytać jego wiadomości nigdy i po prostu
zapomnieć o całej tej sprawie, mając nadzieję, że rzeczywiście nigdy, przenigdy się już nie
zobaczymy. To jednak byłoby tylko potwierdzeniem mojej lekceważącej postawy, a na
wypadek spotkania z tym kolegą chyba zmiażdżyłoby mnie poczucie winy i bolesnego
upokorzenia. A nawet jeśli byśmy się nie spotkali, to sama taka możliwość mogłaby mnie
prześladować do końca życia lub przynajmniej przez kolejny długi okres czasu... Nie, samo
nasze istnienie przerażałoby mnie dostatecznie! Otwarłam zatem jego wiadomość, czując jak
pocą mi się ręce i jak ludzie znajdujący się wokół mnie na pewno już się wszystkiego
domyślają, bo ja przecież nie umiem niczego ukrywać i wszystko wychodzi ze mnie jak z
otwartej książki.
„Wszystkiego najlepszego i powodzenia!” – przeczytałam. Tak jak się spodziewałam,
automatycznie ogarnęło mnie poczucie winy i odpowiedzialności i zaczęłam się zastanawiać,
co kryje się pod słowem „powodzenia”. Zapewne miało to oznaczać „Głupiej już nie można
było postąpić, więc z braku odpowiednich słów pozostaje mi napisać po prostu
„powodzenia”. Tak jak ty z nas zadrwiłaś, tak my teraz drwimy z ciebie, ha, ha!”. W
pierwszej chwili chciałam mu odpisać „Dzięki za pamięć” (bo oczywiście zamierzałam
podjąć taktykę pozorowania przyjętą przez kolegę, żeby czasami się nie okazało, że coś
jednak źle zinterpretowałam i sama z siebie zadrwiłam), ale stwierdziłam, że brzmiało to zbyt
ironicznie. Tak jakbym chciała podkreślić, że właśnie już tylko pamięć po mnie pozostała,
mimo że przecież nadal żyję. Napisałam więc w końcu tylko „Dzięki” (co zapewne i tak
zabrzmiał ironicznie i jakoś oschle) i przeszłam do kolejnych wiadomości.

Free download pdf