dnia osiągnięcia przez panią nowego wieku, to jest, dokładnie w dniu pani urodzin, i to
jeszcze przed południem.
W istocie było już prawie wpół do pierwszej, ale nie zamierzałam o tym wspominać.
Wypominanie takich szczegółów urzędnikowi, który najwyraźniej starał się mnie o coś
posądzić, mogłoby się zakończyć jedynie sroższą oceną. Nie byłam jeszcze pewna, co
dokładnie starała mi się uświadomić siedząca przede mną kobieta, ale poczułam się nagle
przekonana, że byłoby dla mnie lepiej, gdybym nie wykonywała żadnego obowiązku zbyt
gorliwie.
- Może mi pani łaskawie wyjaśnić – podjęła znowu urzędniczka. – Dlaczego
postanowiła pani tak gorliwie wypełnić ten obowiązek? - Bo... Nie miałam po prostu powodu, żeby odkładać tę wizytę – wzruszyłam
ramionami. – Wolałam załatwić to szybciej niż później. - A wie pani, co ja na ten temat myślę? – kobieta zrobiła krótką pauzę, ale widziałam,
że chce mówić dalej. – Ja myślę, że chciała nam pani raczej pokazać, jaka jest pani sumienna
i obowiązkowa. Tymczasem, zastanówmy się, dlaczego miała pani w ogóle taką możliwość,
żeby przyjść do Urzędu w środku tygodnia przed południem? Ach, tak! Przecież pani nie ma
pracy! To się nazywa lenistwo, nie sumienność!
Poczułam, jak moje ciało sztywnieje znowu tak, jak na początku, kiedy urzędniczka
wymagała ode mnie ekspresji perfekcyjnie umiarkowanego zniecierpliwienia. Wiedziałam,
że ten moment musiał nadejść i że tym razem będę musiała wytłumaczyć się ze swojego
statusu i pewnie szeregu innych oskarżeń. Zbyt długo władze przymykały na mnie oko. Albo
udawały, że przymykają na mnie oko. - Tak, obecnie nie pracuję – potwierdziłam.
Chciałam powiedzieć coś więcej o tym, dlaczego nie pracuję, z czego się utrzymuję i
dlaczego tak wygląda moja Plakietka, ale stwierdziłam, że lepiej nie wyprzedzać pytań.
Chociaż byłam przekonana, że tak będą brzmieć następne pytania urzędniczki, nie chciałam
ryzykować, że oskarży mnie dodatkowo o jakąś wylewność albo chwalenie się swoimi
występkami. Nie, nie zamierzałam podawać jej na tacy formalnego powodu do ukarania mnie
i uznania mnie za ucieleśnienie autodestrukcji. - A dlaczego pani nie pracuje? – zapytała kobieta zgodnie z moimi przypuszczeniami.
- Przecież jest pani zdolna do pracy. Co więcej, z moich danych wynika, że nie pracuje pani
już od dawna. Praktycznie odkąd skończyła pani szkołę. A w każdym razie, nigdy nie
pracowała pani dłużej niż dwa tygodnie. Tego roku zapisała się pani na studia, ale po
miesiącu przestała się pani pojawiać na zajęciach. Czy może mi to pani wyjaśnić? - Tak, rzeczywiście – przyznałam. – Nie zdołałam niestety utrzymać się w żadnej
pracy dłużej. Nie wiem, dlaczego. Po prostu nie spełniałam wymogów pracodawcy. - To bardzo ciekawe. Z moich informacji wynika, że w każdym z tych przypadków
albo zrezygnowała pani z pracy dobrowolnie, albo nie wykonywała pani swoich obowiązków
rzetelnie, przez co pani pracodawca nie miał innego wyboru, jak tylko panią zwolnić. I
myślę, że nie będziemy tutaj dyskutować na temat pani absolutnie dobrowolnego porzucenia
studiów. - Ja nie wiem, jak to się stało – zaczęłam się usprawiedliwiać. – Starałam się
wykonywać swoją pracę dobrze, po prostu nie byłam w stanie wykonać jej w oczekiwany
sposób...