Styczyńscy - spod Wilna na Syberię

(krzysztof.styczynski) #1

światowej, a następnie kilkakrotne przejście frontu w wojnie polsko–bolszewickiej. Po każdym
przejściu bolszewików następował terror Armii Czerwonej. Ucierpiała prawie każda rodzina.
Wuja mego zabrano z koniem na tzw. „podwodę” i już nigdy nie wrócił, do dziadka strzelano i
został na całe życie kaleką. Dla nas słowo „bolszewik” znaczyło coś bardzo złego, to samo
dotyczyło Moskala, chociaż nasi sąsiedzi Rosjanie to nie byli ci źli Moskale, mimo że też się
wsławili rozbojem.
Wrogiem nr1, który czyhał na naszą niepodległość, był Moskal-bolszewik,
pokazywany w „Rycerzu Niepokalanej” i innych tygodnikach w czapce budionnowskiej i
nadzianym „sztykiem” na karabin. To był symbol „sowieckiego raju”.
Ale teraz inny wróg zagroził, napadł bez wypowiedzenia wojny. Hitler chce zabrać
nam Gdańsk, chce odepchnąć nas od morza, ale przecież my nie damy, mamy wojsko,
samoloty i naszą piękną kawalerię. Wydawało się nam, że jesteśmy silni, zwarci i gotowi.
Byliśmy pełni wiary, bo przecież z nami jest Anglia i Francja, nie jesteśmy sami, słyszało się to
wszędzie.
Prawie wszyscy w wieku od 20 do 45 lat dostali karty mobilizacyjne; jedni musieli
natychmiast zgłosić się do wojska, inni w terminie późniejszym. Ojciec został wezwany na
posterunek w nocy, przydzielono mu tam paczkę kart mobilizacyjnych. Musiał je rozwozić po
wsiach naszej gminy, ponieważ miał swój własny rower.
Pamiętam stryjenkę, która z płaczem opowiadała matce, że stryj nawet nie pożegnał
się, kiedy otrzymał kartę mobilizacyjną, podczas orki - zostawił konia w polu, nie zmienił
ubrania, pobiegł na punkt zboru, tłumacząc żonie, że Ojczyzna w niebezpieczeństwie - wtedy
nie było to pompatyczne.
Powoli wojsko przewaliło się przez Niemenczyn. Czekaliśmy zwycięstwa. Skakaliśmy
z radości, kiedy 4 września wojnę Niemcom wypowiedziała Francja, a potem Anglia, wtedy
byliśmy już pewni zwycięstwa. Związek Sowiecki, mimo zawarcia sojuszu Ribbentrop-
Mołotow nie rozpoczął żadnej akcji.
Ale zaczęły nadchodzić trwożne wieści z frontu. Niemcy rzucili na Polskę dywizje
pancerne, samoloty bombardują miasta, strzelają do uciekającej ludności cywilnej. Podobno
front przełamany i hordy niemieckie szybko posuwają się na wschód, ale Westerplatte jeszcze
się broni, podaje głosem tragicznym Umiastowski. O akcji Anglii i Francji nic nie słychać.
Na wieży naszego kościoła urządzono wojskowy punkt obserwacyjny z syreną, w
razie nalotu miał ostrzegać ludność cywilną. Niepokój i trwoga udzieliły się mieszkańcom.
Podobno Niemcy puszczają gaz, zatruwają studnie, zrzucają zabawki, które rozrywają się przy
dotknięciu; takie wiadomości były rozsiewane wśród ludności, podobno przez piątą kolumnę.
Złapano w pobliżu kilku szpiegów niemieckich. Aż pewnego dnia jęki syreny i u nas ogłosiły
alarm. Ludzie zaczęli uciekać z domów. Z początku słychać było tylko warkot samolotów, a
potem dalekie wybuchy bomb. Bombardowali Wilno. Wojna doszła już do nas.
Nazajutrz matka wysłała nas na wieś do cioci Zosi. Obawiała się, że Niemenczyn
mogą bombardować. Niedługo byliśmy na wsi; już 17 września przyjechał po nas ojciec.
Puszczono plotkę, że wojna się skończyła, a Hitler zabity. Tłumy mieszkańców skandowały
wieczorem na ulicy ciesząc się z końca wojny. Dziwnym wydało się przemówienie komendanta

Free download pdf