Styczyńscy - spod Wilna na Syberię

(krzysztof.styczynski) #1

Wpadał do serc zmęczonych ludzi
I obiecywał wolną noc
Po ciężkim trudzie.
Jak dobrze, że koniec, nim wyjdę z lasu
Poprawię gasnące ognisko
I spojrzę, co dokonałam
Wszak widowisko!
Sosny, modrzewie, stuletnie może
Na zboczach gór w śniegu leżały
Żywe olbrzymy tej ziemi
Już nie dyszały ...
Jaka to siła do tego zmusiła
Ja sama zdumiewam się wielce
Ciało mam wątłe i dłonie
Małe dziewczęce ...
Śpieszę, doganiam gromadkę zesłańców
Na ich ramionach błyszczą piły
Niebo i ziemia zmrożona
Gwiazdami się skrzyły ...
Mróz w nadpalone kufajki się wciska
W dziurawe walonki się wdziera
Spodnie – waciaki jak blacha
Uda obciera...
Do domu idę – trudno to nazwać domem,
Prawdziwy dom został daleko
W kraju pagórków zielonych
Nad Wilii rzeką.
Tu widzę w dole ciemnieją baraki
W śnieg cicho i smutno wtulone
Okna jak oczy słabnące
Gasną i płoną ...
I tylko jedno okno świeci jasno
To dom naczelnika, dobrze wiem
Jak bardzo mu tego zazdroszczę
Lampy ze szkłem!
Wionęło ciepłem z mrocznej izdebki
Zapachem zupy kartoflanej
Zachwiał się płomyk kopciłki
Padłam na ławę.
Zgrabiałe ręce ściągały kufajkę
I odwijały z głowy chustę,

Free download pdf