Styczyńscy - spod Wilna na Syberię

(krzysztof.styczynski) #1

pobudka, gimnastyka, śniadanie, wykłady, szkolenie praktyczne (naprawa traktorów), nauka
własna, kolacja, czas wolny, capstrzyk. Jedzenie było bardzo złe, dlatego pewnie utrwaliła mi
się w pamięci uczta w jedną niedzielę, na którą zaprosił mnie i drugiego Polaka nasz
wykładowca. Polubił nas, twierdził, że Polacy to zdolny naród, szybko się uczą i przystosowują
do środowiska. Ponieważ był myśliwym, na obiad poczęstował nas mięsem z niedźwiedzia.
Po sześciomiesięcznym kursie i zdaniu egzaminów dostałem prawo jazdy na
wszystkie typy traktorów produkowanych w ZSRR i tytuł traktorzysty-mechanika. Ponieważ
było mało warsztatów naprawczych, a podstawowym środkiem transportu były traktory,
każdy traktorzysta musiał być również mechanikiem, dlatego szkolenia były długie i
szczegółowe, zarówno od strony teoretycznej, jak i praktycznej. Traktor KT-12 był ciągnikiem
nowszej generacji, bardzo ekonomiczny, zasilany gazem drzewnym i przystosowany do
pokonywania leżących w tajdze wiatrołomów. Gaz był produkowany w specjalnej wytwornicy
umieszczonej na ciągniku.


Zdjęcie 26. Od lewej Andrzej Styczyński z pomocnikiem Białorusinem.


Po zakończeniu szkolenia powróciłem do Bułtusuka i otrzymałem w nagrodę kilka
dni wolnego, nie trwało to jednak długo, został mi przydzielony traktor KT-12 z wieloma
usterkami. Udało mi się je usunąć bez problemu, no i zaczął się następny rozdział mojej pracy
na Syberii. Codziennie chodziłem dwa razy po 8 kilometrów z domu do miejsca pracy w tajdze,
gdzie zostawał mój traktor i wieczorem do domu. Pracowałem przeważnie sam, bez
pomocnika, bo ciągle brakowało ludzi do pracy. Praca moja polegała na przewożeniu albo
przeciąganiu ściętego przez drwali drzewa do kolejki wąskotorowej. Drzewa były zaczepiane

Free download pdf