Styczyńscy - spod Wilna na Syberię

(krzysztof.styczynski) #1

za wierzchołki liną stalową, po kilka naraz, włączało się wciągarkę, która umieszczała
wierzchołki na platformie traktora, a pozostała część drzewa leżała na ziemi. Z takim
ładunkiem traktor pokonywał często bardzo górzysty teren, zwłaszcza zimą transport był
utrudniony, przy temperaturze -30 stopni trudno było uruchomić silnik, często pękały
gąsienice traktora i liny stalowe, zdarzało się, że ciągnik zagłębiał się w niewidocznych zaspach
i trudno było go wyciągnąć. Wiele razy pracowałem w nocy sam, ponieważ musiałem
uprzątnąć drzewa ścięte w ciągu dnia i oczyścić teren dla drwali na następny dzień. Taki
zmianowy system pracy był praktykowany od dawna, był dużo bezpieczniejszy dla robotników
leśnych, a także dla traktora, bo spadające drzewa, mogły go uszkodzić, dlatego też maszyna
była wyposażona w mocne reflektory, które zapewniały dostateczną widoczność. Szczególnie
zimą w mroźne księżycowe noce było bardzo jasno, pewnego razu w taką noc miałem groźny
wypadek. Przy typowej pracy zaczepiłem liną stalową wciągarki duże leżące w śniegu drzewo,
wciągarka się zatrzymała i nie mogłem ruszyć z miejsca, wyszedłem więc z kabiny, żeby
zobaczyć, co się stało i w tym momencie zobaczyłem spadający na mnie wielki pień. W
głębokim śniegu nie ma możliwości szybkiego uskoczenia i uniknięcia zderzenia z drzewem. Po
przebudzeniu pamiętałem tylko długi i bardzo jasny tunel skierowany pod pewnym kątem w
górę, jednocześnie miałem wrażenie, że unoszę się do góry i podążam tym świetlistym
tunelem. Nagle obraz znikł i zrobiło się ciemno. Otworzyłem oczy i zobaczyłem, że leżę w
śniegu, a z góry przygniata mnie wierzchołek sosny. Udało mi się jakoś wydostać, nie miałem
żadnych poważniejszych obrażeń, tylko potworny ból głowy. Myślę, że uratowała mnie gruba
czapka i głęboki śnieg, więc uderzenie grubego konara było mniej niebezpieczne. Tej nocy
zakończyłem pracę, musiałem jeszcze przejść swoje 8 kilometrów do domu.
Praca w tajdze była bardzo niebezpieczna tak dla drwali, jak i dla traktorzysty. Za
naszego pobytu przeżyliśmy kilka wypadków śmiertelnych, między innymi drzewo przywaliło
ojca mojego bliskiego kolegi, Lonka Kuleszy.

Free download pdf