Styczyńscy - spod Wilna na Syberię

(krzysztof.styczynski) #1

Początkowo rekruci nie otrzymali ani broni ani umundurowania. Zostali
przestrzeżeni, że za dezercję z jednostki grozi sąd wojenny i kara śmierci. Kazano im sporządzić
z desek atrapy karabinów i saperskich łopatek.
Na pierwszej zbiórce kompanii brat nie mógł się nadziwić, że tak może wyglądać
wojsko. Takiej zbieraniny nigdy nie widział. Była to prawdziwa cywil-banda. Wszyscy byli
ubrani po cywilnemu, opasani tylko przydziałowymi pasami z brezentu, za pasami tkwiły
drewniane łopatki. Na ramionach na sznurkach wisiały drewniane karabiny. Na ostrzyżonych
głowach widać było przegląd przeróżnych nakryć, od polowych polskich rogatywek i czapek
Wehrmachtu po różnego koloru berety. Początkowy chaos spowodowany nieznajomością
rosyjskich komend został opanowany. Na pobliskich polach wykładane były tajniki sowieckiej
taktyki wojennej - głownie ataku. Rekruci, niemiłosiernie gnani przez podoficerów biegiem,
ciągle formowali różne kombinacje szyków bojowych. Jakieś tam roje, kąty, w przód, w tył
tyraliery. Padali na ziemie po komendzie „Wozdusznaja triewoga” („Lotnik, kryj się!”). Czołgali
się bez końca, aby na gwizdek zrywać się do ataku wrzeszcząc przeciągle „Uraaa, urrraaaa”.
Potem zalegali i drewnianymi saperkami ryli w ziemi strzeleckie dołki. Wyciskano z nich siódme
poty. W końcu niemiłosiernie zmęczeni wracali do koszar. W obozie po krótkiej przerwie
wyczerpani i przepoceni rekruci poddawani byli musztrze: zbiórki, odliczanie, tworzenie szyku,
chwyty bronią i tak w kółko. Po spożyciu nędznego obiadu była przerwa na odpoczynek.
Popołudniowe zajęcia teoretyczne, zazwyczaj wychowanie polityczne, odbywały się w
namiotach. Zmęczenie nastrajało rekrutów raczej do drzemki niż przyswajania jedynej słusznej
teorii marksizmu i leninizmu lub podziwiania postępów bohaterskiej Armii Czerwonej
dobijającej niemieckich faszystów. Wiara nagminnie spała z półotwartymi oczami. Świadomi
tego oficerowie wykładowcy gromkim krzykiem „Smirno!” (Baczność!) przerywali sielankę.
Naukę o broni prowadzili podoficerowie wodząc czcionką po planszy z przekrojem
broni i głośno wymieniając nazwy poszczególnych części, np. stwoł (lufa), prikład (kolba).
Słuchacze chórem dukali: „Stwoł, prikład...” i tak do skutku. Nie pozwalano robić notatek.
Wszystko trzeba było wykuć na pamięć. Ale jak to zrobić, kiedy większość kursantów nie znała
języka rosyjskiego. Nauka szła bardzo opornie. Bardzo to denerwowało dowództwo, które
bezwzględnie zwiększało ilość i intensywność zajęć. Nic to jednak nie pomagało i rezultaty
szkoleń były nadal mizerne. Natomiast gdy doszło do ostrego strzelania, wyniki zaskoczyły
Sowietów. Brat wspominał, że rekruci nie byli tym zdziwieni, gdyż większość chłopaków była
już nieźle ostrzelana w partyzanckich oddziałach. Mijały dni i tygodnie, a koszmarne warunki
bytowe, jakie im zgotowano, z biegiem czasu tylko trochę uległy poprawie. Fatalne warunki
sanitarne, brak ciepłej wody do kąpieli, spanie w ubraniach oraz niezmieniana i nieprana
bielizna sprawiły, że zapanowała plaga wszy. Walczono z nimi w bardzo nowatorski i skuteczny
sposób. Opanowaną przez wszy bieliznę i mundury kładziono na leśne mrowiska. Mrówki w
bardzo krótkim czasie rozprawiały się z insektami. Po takiej dezynfekcji ubrania przez dłuższy
czas pachniały kwasem mrówkowym.
Po kilkunastu tygodniach szkolenia rekruci zostali poinformowani, że wkrótce
transportem kolejowym zostaną wysłani do Polski w okolice Siedlec. Tam dostaną
umundurowanie, broń i złożą przysięgę na wierność ZSRR. Po złożeniu przysięgi, najlepsi

Free download pdf