zostaną wysłani na front, natomiast pozostali dostaną przydział do oddziałów zwalczających
zbrojne podziemie na terenie Polski. Była to dla Wojtka tragiczna wiadomość. Każda
alternatywa była zła. Pierwsza – walczyć w Armii Czerwonej, przeciwko Niemcom, walczyć z
Niemcami - tak, ale nie w szeregach wrogiej Polakom Armii Czerwonej. Druga możliwość –
stanąć przeciwko swoim rodakom, którzy walczą o niepodległą Polskę – była nie do
pomyślenia. Istniała jeszcze trzecia opcja – dezercja. Pojmanych dezerterów czekał sąd
wojenny i kara śmierci. Każdy z poborowych musiał sam zdecydować, jak ma postąpić. Były to
tragiczne wybory, które miały zaważyć na całym życiu. W obozie zapanowała ciężka atmosfera.
Chłopaki zaprzyjaźnione ze sobą łączyły się w grupki i potajemnie naradzały, co powinni zrobić.
Brat razem z kolegą spod Grodna postanowili, że w sprzyjających okolicznościach będą
dezerterować. Nie chcieli w żadnym wypadku walczyć w szeregach Armii Czerwonej.
Ćwiczeń wojskowych było coraz mniej. Rosyjscy oficerowie byli przyjaźniej
nastawieni. Wszyscy czekali na transport do obozu wojskowego w Polsce. Pod koniec września
1944 roku na apelu powiadomiono rekrutów, że szkolenie zostało zakończone i w najbliższym
czasie żołnierze wyjadą do obozu przyfrontowego na terenie Polski. Tak zakończono szkolenie
wojskowe w Siemiełowce pod Smoleńskiem. Następnego dnia załadowano ich na samochody
ciężarowe ZIS-5 i zawieziono na stację kolejową w okolicach Smoleńska. Tam czekali na
transport kolejowy do Polski. Podczas oczekiwania na transport brat z kolegą Stefanem podjęli
ostateczną decyzję, że gdy będą już na terenie Polski, w dogodnym momencie uciekną z
wagonu do swoich domów. Po kilku dniach oczekiwania rosyjscy dowódcy kazali załadować
się do podstawionych na stację wagonów towarowych. Wszyscy dostali suchy prowiant na 2
dni – chleb i konserwy amerykańskie. Herbatę dostawali na poszczególnych stacjach.
Wieczorem transport ruszył. Brat ze Stefanem postanowili, że będą w miarę możliwości
gromadzić większe ilości żywności, żeby jakoś przeżyć przez pierwsze dni ucieczki z jednostki
szkoleniowej Armii Czerwonej. Ze zgromadzeniem zapasów żywności nie mieli większych
trudności, ponieważ na każdej stacji dostarczano im chleb i rybę lub konserwę. Podróż trwała
3 doby. Pociąg więcej czasu spędzał na bocznicach, przepuszczając transporty wojenne, niż
podczas jazdy. W wagonie rozmawiano tylko szeptem. Jeżeli ktoś, kto nie był zaprzyjaźniony,
przyłączał się do grupy, rozmowę przerywano, bo pojawiły się plotki, że w transporcie są
donosiciele. Trasa przebiegała od Smoleńska przez Orszę, Mińsk Białoruski, Baranowicze,
Brześć, Białą Podlaską, Siedlce. Gdy dojeżdżano do Siedlec, wszyscy byli już spakowani i bardzo
podnieceni. Pod wieczór na stacji kolejowej w Siedlcach do wagonu weszli jacyś rosyjscy
wojskowi i oznajmili, że to już koniec podróży. Brat ze Stefanem uzgodnili, że gdy wyjdą z
wagonu, korzystając z ciemności będą próbowali odłączyć się od swojego oddziału. Przez kilka
godzin nie pozwolono nikomu wychodzić z wagonu. Powiedziano, że jeszcze nie ma decyzji
jakiegoś tam oficera. Taka sytuacja sprzyjała Wojtkowi, ponieważ robiło się coraz ciemniej.
Wreszcie zarządzono zbiórkę w dwuszeregu w pobliżu wagonu. Oficer sprawdził stan osobowy
z posiadaną dokumentacją i kolumna ruszyła po wybrukowanej i nieoświetlonej ulicy Siedlec
w kierunku obozu. Brat z kolegą zdecydowali, że pójdą na samym końcu, gdyż stamtąd łatwiej
będzie się ulotnić. Na jednym ze skrzyżowań ulic odłączyli się od kolumny i szybko poszli w
krzysztof.styczynski
(krzysztof.styczynski)
#1