niedzielę przyjeżdżać do domu, a w poniedziałek znowu na zsyłkę. W czerwcu po zajęciu Litwy
przez Sowietów wróciła na stałe.
Powstanie robiliśmy także w domu. Po powrocie ze szkoły i odrobieniu lekcji chłopcy
i dziewczęta zbierali się, najczęściej u nas w domu, i organizowali powstanie. Były to długie
zimowe wieczory. Prawie zawsze powstanie nadzorowała moja mama, od czasu do czasu
uciszając nas:
- Dzieci, ciszej, bo przyjdzie policja, dzieci, nie krzyczcie tak głośno, dzieci, fałszujecie.
Zazwyczaj matka siedziała przy kominku, robiła na drutach, bądź naprawiała
ubrania. My zaś z krzeseł robiliśmy czołgi, wystawialiśmy biało-czerwone proporczyki i
śpiewaliśmy chórem piosenki, najczęściej: „Oto dziś dzień krwi i chwały, oby dniem
wskrzeszenia był...” lub „Bagnet na broń, bolszewika goń...” i wtedy biegaliśmy wokół dużego
stołu goniąc bolszewika. Czasami przychodzili starsi koledzy do brata i włączali się również do
naszego powstania. Ich udział polegał na recytowaniu wierszy. Ulubionym wierszem była
„Reduta Ordona”. Podniesionym głosem deklamowali:
Wstąpiłem na działo i spojrzałem na pole
Dwieście armat grzmiało.
Matka patrząc na nas uśmiechała się lub pomagała w deklamowaniu, często też
czytała nam opowiadania o powstaniach, o Emilii Plater, a wiersz „Śmierć Pułkownika” prawie
wszyscy znaliśmy na pamięć. Często opowiadała nam o wojnie z 1920 roku, o wyzwoleniu
Wilna przez Piłsudskiego, bardzo barwnie mówiła o obronie Niemenczyna przed bolszewikami.
Obywatele całej wsi, którym rozdano broń, bronili miasteczka. Byli to prości ludzie, którzy
urodzili się w niewoli carskiej, którym zabroniono mowy i wiary, którzy Polskę znali tylko z
opowiadań, ludzie, których Rosjanie przez 120 lat nie mogli zrusyfikować. Tę pałeczkę walki o
niepodległość, ten patriotyzm przejmowaliśmy po naszych rodzicach od dziecka. Można chyba
powiedzieć, że większość młodzieży na Kresach Wschodnich wyssała z mlekiem matki miłość
do Ojczyzny i poświęceń dla niej.
Wiosna roku 1940 przyniosła wiele zmian. Niestety nie były to zmiany oczekiwane.
Nasi sojusznicy na Zachodzie nie tylko nie uratowali Polski od czwartego rozbioru między
Niemcami i Sowietami, ale też nie uchronili innych narodów przed okupacją. Padły pod
naporem wojsk niemieckich Dania, Norwegia, później Belgia i Holandia. Cieszyliśmy się, kiedy
nasza Brygada Podhalańska pod dowództwem generała Szyszko–Bohusza razem z wojskami
sojuszniczymi w maju opanowała Narwik, ale za parę dni znowu zostaliśmy przybici
wiadomością o ewakuacji. Hitler parł do przodu. Francja broniła się niecały miesiąc. W czerwcu
skapitulowała, tworząc kolaboracyjny rząd Vichy. Pozostała Anglia. Z zapartym tchem
słuchaliśmy rozmów starszych, którzy wieczorami zbierali się u nas na pogawędki o polityce.
Mówiono, że mimo początkowych zwycięstw Hitler i tak przegra, bo jeszcze nikt nie zwyciężył
Anglii, a wojna na pewno nie potrwa długo. Tam jest nasz rząd Sikorskiego, tam tworzy się
nasza armia, która już bierze udział w walkach i my musimy wytrzymać mimo represji i
upokorzeń tak ze strony Litwinów, jak i Sowietów.
W czerwcu 1940 roku następuje na Litwie przewrót. Pod naciskiem Sowietów
tworzy się nowy rząd proradziecki z Justasem Paleckisem na czele. Prezydent Smetona ucieka