Styczyńscy - spod Wilna na Syberię

(krzysztof.styczynski) #1

Matka nasza była osobą głęboko wierzącą, ale też bardzo racjonalnie myślącą.
Historia spotkania osoby ubranej czarno w podwileńskim lesie i niewytłumaczalnych
okoliczności tej rozmowy przekazywana jest w naszej rodzinie jako świadectwo, którego
racjonalnie wytłumaczyć nie można.
Matka w domu opowiedziała ojcu o tym, co spotkało ją w lesie oraz że już wie, w
jaki sposób można uratować najstarszego syna przed sądem wojennym. Rodzice podjęli
decyzję trudną i niebezpieczną, ale jedyną, która mogła uratować Wojtka przed poważnymi
konsekwencjami. Plan działania był następujący: należało dokonać przeróbki daty urodzenia
w metryce młodszego syna, żeby odpowiadała obowiązującym przepisom repatriacyjnym, ale
żeby dana osoba nie podlegała mobilizacji. Jeden z przepisów repatriacyjnych głosił, co
następuje:



  • dorośli członkowie rodzin oraz ich dzieci powyżej 14 lat swoją wolę wyjazdu
    wyrażają indywidualnie,

  • osoby powyżej 16. roku życia mogą się indywidualnie repatriować.
    Repatriacja Polaków z Kresów trwała od 22 listopada 1944 do grudnia 1946 roku.
    Brat Ryszard, urodzony w roku 1931, sprawnie dokonał zmiany daty urodzenia na swojej
    metryce na rok 1929 i zarejestrował się w punkcie repatriacyjnym w Wilnie na najbliższy
    transport do Polski. Należało wyposażyć Wojtka w ubranie i inne potrzebne rzeczy na wyjazd.
    Matka uszyła spodnie z prześcieradła lnianego i ufarbowała je na brązowo. Kolor spodni
    wyszedł w plamy i na rudo, co zmartwiło matkę oraz starszą siostrę Jankę. Ze względu na
    trudną sytuację ekonomiczną rodziny, brat został wyposażony w bardzo ubogie ubranie. Ojciec
    z dykty zrobił niedużą walizkę potrzebną na podróż do Polski. Do tej walizeczki rodzice niewiele
    mogli włożyć, bo po prostu nie mieli. Tym samym transportem co brat jechali do Polski również
    nasi krewni ze wsi i mieli przydzielony cały wagon. Uzgodniono, że będą jechali z Wojtkiem w
    tym samym wagonie. Rodzice umówili się z rodziną ze wsi, że jak ta będzie już wyjeżdżać, to
    jedna furmanka zajedzie do nas i zabierze Wojtka. Rodzice bardzo się bali, że podczas podróży
    do Wilna ktoś może rozpoznać brata i powiadomić NKWD. Nadszedł wreszcie dzień wyjazdu
    do Polski – wrzesień 1945 roku. W tym dniu przyjechał jeden z krewnych wozem z jakimiś
    tobołkami i wiązkami siana. Z tyłu do wozu była uwiązana krowa. To był moment pożegnania
    bratem, który wsiadł do drabiniastego wozu, zagrzebał się w sianie i w kolumnie chyba trzech
    wozów konnych pojechał z krewnymi na dworzec wileński. Nie wiedzieliśmy, że nie będziemy
    się widzieć z Wojtkiem przez kolejnych 10 lat. Wkrótce i my mieliśmy stać się ofiarami
    nieludzkiego systemu. Brat Ryszard czekał na Wojtka na dworcu w Wilnie. Gdy kolumna
    wozów dotarła na dworzec, Ryszard przekazał swoje dokumenty repatriacyjne Wojtkowi,
    pożegnał się ze wszystkimi i szybko ulotnił. Kiedy dotarł do Niemenczyna, powiedział
    rodzicom, że wszystko się udało, że Wojtek jest w wagonie i czeka na odjazd do Polski. Gdy
    Wojtek szczęśliwie dotarł do kraju, powiadomił rodzinę w Niemenczynie, że wszystko jest w
    porządku i nie ma żadnych problemów. Ryszard zgłosił wówczas w urzędzie miejskim w
    Niemenczynie, że zaginęły mu dokumenty i metryka urodzenia. Ponieważ w jego metryce
    figurowały dwa imiona, Wojciech i Ryszard, poprosił znajomego księdza, który sporządzał
    duplikat metryki, aby umieścił imię Ryszard na pierwszym miejscu. Od tego czasu w rodzinie

Free download pdf