Styczyńscy - spod Wilna na Syberię

(krzysztof.styczynski) #1

Stół był duży, drewniany, na 12 osób, sam go ojciec zrobił planując rodzinę,
ustawialiśmy na środku pokoju, zaściełaliśmy sianem i na to wszystko kładliśmy bielutki duży
obrus. Nad drzwiami zawieszaliśmy przygotowane wcześniej pęczki jemioły. Na środku stołu
stawialiśmy biały talerz z opłatkami. Wtedy dopiero razem z mamą znosiliśmy na stół wigilijne
potrawy, a musiało ich być co najmniej 12. Najpierw śledzie przyrządzone na różny sposób:
marynowane w oleju, bo oliwy nie było, po wileńsku, potem ryby smażone, ryby w galarecie,
czarny domowy wileński chleb, nakrojony przez ojca z dużego bochna, garnek z gorącym
bigosem bez mięsa, na oleju, czerwony barszcz; też gotowany na oleju, do tego grzybówki, no
i ojca ulubiona potrawa – kutia. Jest to gotowana pszenica lub kasza jęczmienna cała,
rozmieszana w wodzie z tartym makiem, miodem, orzechami i przyprawami zapachowymi. Na
zakończenie Wigilii musiał być kisiel z żurawin i kompot z suszu owocowego, który się piło
zagryzając makówkami, no i śliżyki do słodkiej wody z miodem i makiem. Na święta mama
zawsze piekła kilka dużych toreb śliżyków; są to krajane z wałeczków ciasta kulki, upieczone w
piecu na blasze. Przez całe święta napychaliśmy nimi kieszenie i gryźliśmy je jak orzechy, bez
nich Święta byłyby nie do pomyślenia.
Jak już wszystko było przygotowane, odświętnie ubrani siadaliśmy za stołem.
Zawsze jedno miejsce i nakrycie było wolne, dla zbłąkanego podróżnego, jak nakazywała
tradycja, bo uważano, że przynosił szczęście na cały przyszły rok do domu.
Ojciec rozpoczynał Wigilię modlitwą, a potem brał talerzyk z opłatkami, łamał się
opłatkiem z mamą składali sobie życzenia: szczęścia, zdrowia, pomyślności, i najważniejsze,
żeby wojna się skończyła, żeby Niemcy przegrali i żebyśmy znowu mogli żyć w niepodległej
Polsce. Potem to już wszyscy składaliśmy życzenia sobie nawzajem. Nie obeszło się bez
śmiechu i życzeń typu: żebyś moje łóżko ścielił przez cały rok, albo żebyś podwórko zamiatał
co sobotę itp. Po życzeniach nareszcie mogliśmy delektować się potrawami, które jadło się
tylko na Wigilię. Uczta wigilijna trwała dosyć długo, bo przecież trzeba spróbować chociaż po
trochę, ale wszystkich potraw. W międzyczasie śpiewaliśmy kolędy, najchętniej „Wśród nocnej
ciszy”, wszyscy znaliśmy ją na pamięć. Potem były wróżby: ciągnęliśmy z pod obrusa źdźbła
siana; które dłuższe, ten będzie dłużej żyć, które grubsze i więcej ma liści, tym życie będzie
lepsze i bardziej urozmaicone, zawsze przy tym było dużo śmiechu. Potem wychodziliśmy na
dwór słuchać, z której strony psy szczekają, z tej strony przyjadą goście, może narzeczony do
Janki, a może Anglicy, bo wierzyliśmy, że to oni z naszym wojskiem nas oswobodzą. W tym
roku śniegu było dużo, noc jasna, więc jeszcze długo buszowaliśmy na dworze, aż matka
zawołała do domu, bo czas już był do snu. Przy choince pośpiewaliśmy jeszcze kolędy i
poszliśmy spać. Mikołaj przychodził do nas w nocy, prezenty zwykle znajdowaliśmy pod
choinką rano w pierwszy dzień Świąt, więc szybko zamykaliśmy oczy, marząc o tym, co by to
mógł Mikołaj przynieść. Tej nocy Mikołaj był jakiś ubogi, o ile dobrze pamiętam.
Tak minął rok 1941, rok wielkich wydarzeń; napaści Niemiec na Związek Sowiecki,
uratowania nas od wywózki na Sybir, wypowiedzenia wojny Niemcom przez Stany
Zjednoczone, ustabilizowania frontu wschodniego – koniec Blitzkriegu , no i utworzenie armii
polskiej w Rosji. Wszyscy mieli nadzieję, że rok 1942 będzie rokiem zwrotnym, że nareszcie
zaczną Niemców bić. I to się sprawdziło, tylko my tego jeszcze nie odczuwaliśmy, u nas nadal

Free download pdf